Rozdział 1- Przesłuchanie więźniów.

   Piętnaste urodziny Eryka były zwykłym dniem, nikt nie świętował. Sam solenizant spędzał czas w magazynie, w którym ukryty był statek Jamesa.
   Od powrotu do realnego świata intensywnie trenował, a odkąd dołączył do nich Krystian, razem znikali na kilka godzin dziennie w podziemiach magazynu, gdzie na życzenie Vinderena, Carl urządził małą siłownię i pokój treningowy. Każdy z chłopców korzystał z owych pomieszczeń w wolnym czasie, ale Eryk i najmłodszy z nich spędzali tam zdecydowanie najwięcej czasu.
   Tim szedł podziemnym korytarzem, prowadzącym do sali treningowej. Niósł meldunek dla dowódcy, który powinien go zainteresować.
   Gdy zbliżył się do niedomkniętych drzwi, usłyszał głosy i osobliwe stękanie.
   -Jesteś cały mokry, ślizgasz się- to głos Eryka. Nastąpiło stękanie, jakby z wysiłku i dyszący głos Krystiana.
   -Już nie mogę, to boli.
   -Pierwszy raz zawsze boli, musisz szerzej rozstawić nogi. I nie spinaj się tak.
   Tim przełknął ślinę, wyobrażając sobie niedwuznaczną sytuację, w jakiej mógł być teraz Vinderen z Krystianem. Ostrożnie wsunął głowę do sali, ale nie zobaczył nic ciekawego, gdyż chłopcy znajdowali się za stalowym filarem.
   Czarnowłosy cicho wszedł do sali i uważnie nasłuchując, zajrzał za filar.
   Na materacu treningowym stał Eryk, a przed nim, na jednej nodze balansował zielonooki. Prawa noga najmłodszego, trzymana przez dowódcę, uniesiona była ponad jego głową. Krystian, stał na jednej nodze w pozycji szpagatu, krzywiąc się niemiłosiernie.
   Tim zaśmiał się do siebie i przeklął swoją wybujałą wyobraźnie, która nasunęła mu obrazy wyuzdanych pieszczot w wykonaniu tej dwójki.
   -Hej- powiedział, podchodząc do chłopaków. -Jak trening?
   Eryk powoli opuścił nogę Krystiana i chłopiec mógł w końcu stanąć na obu kończynach.
   -Auć- jęknął, chwytając się za krocze. -Moje mięśnie.
   -Mówiłem, pierwszy raz zawsze boli- powiedział blondyn, odgarniając zlepione potem kosmyki z oczu. -Powinniśmy zacząć od rozciągania miesiąc temu, zamiast zajmować się podstawami obezwładniania bez broni- spojrzał na Tima. -Co przynosisz?
   Smallflower wysunął zza pleców przyniesione butelki z napojami i podał je dowódcy.
   -Pokrzepienie i meldunek- odpowiedział, patrząc na wyrzeźbione, błyszczące od potu ciało Vinderena. W ciągu niecałych czterech miesięcy odzyskał, a nawet przewyższył swoją dawną formę, co wyraźnie było widoczne po jego niewielkich, ale niezwykle mocnych mięśniach. Dodatkowo dysponował jeszcze wampirzą siłą, co kilkukrotnie udowodnił. Raz, zupełnie samodzielnie wyciągnął Sama Lee spod betonowej ściany, która przewróciła się na niego podczas jednej z ich miejskich eskapad.

   Jednak Tim patrzył na dowódcę inaczej, w jego spojrzeniu więcej było pożądania niż podziwu dla siły i zręczności.
   -Jaki to meldunek?
   Czarnowłosy nie zareagował, wpatrzony w sylwetkę dowódcy.
   -Tim, co to za meldunek! -powtórzył głośniej Eryk. Chłopak otrząsnął się i odwrócił wzrok od jego mięśni, patrząc na młodszego chłopca.
   -Chyba namierzono Hitlera.
   Eryk, zainteresowany usiadł na materacu i ponaglił Smallflowera.
   -Mów wszystko, co wiemy.
   Tim również usiadł i zaczął raportować.
   -Pułkownik Metter przesłał wiadomość, że na Syberii patrol Sprzymierzonych Sił natknął się na czukocką wioskę, w której przetrzymywany jest wampir. Z opisu można sądzić, że to nasz zbieg.
   -Czukocką?- zapytał Krystian. -Co to znaczy?
   -Czukczowie to koczownicze plemiona, żyjące na Syberii- wyjaśnił Eryk. -Chyba niezbyt pilnie uczyłeś się geografii.
   -Uczyłem się, ale o Czukczach nie słyszałem- oburzył się młody.
   -No dobrze, twoja edukacja nie ma tu znaczenia- machnął ręką Vinderen i zwrócił się do Tima. -Co z Hitlerem?
   -Brak bliższych informacji, ale mamy lokalizację wioski. Możemy się tam wybrać i sprawdzić, czy to on. A nawet jeśli to nie będzie on, to tak czy inaczej to wampir, który może mieć ważne informacje.
   -Zgadzam się- potwierdził Eryk i szturchnął Krystiana łokciem. -Zbieramy się, musimy się przygotować do wylotu. Czeka cię pierwsza akcja w terenie z resztą oddziału.
   Zielone oczy chłopaka zabłysły, szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarz.
   -Tak jest!
   Wstali z materaca i ruszyli do wyjścia, wyłączając oświetlenie.






   W wielkim namiocie zaczęli zbierać się mężczyźni z wioski, jak również przybysze. Ich białe, arktyczne stroje wojskowe odróżniały ich od rdzennych mieszkańców dzikich, syberyjskich terenów. Goście mieli na twarzach odblaskowe maski, które uniemożliwiały ujrzenie ich twarzy. Nosili też groźnie wyglądające karabiny, noże i pęki granatów, przypiętych do białych kamizelek z mnóstwem kieszonek.
   Dwoje z przybyszów było wyższych od pozostałej trójki i wyraźnie przewodzili reszcie. Wspomniana trójka zaledwie o centymetry przewyższała krępych mieszkańców wioski, co świadczyło o ich młodym wieku. Ale pewne ruchy i sposób w jaki trzymali broń, mówił o doświadczeniu w boju.
   Pod płachtę z futer weszło sześciu krzepkich Czukczów, odsunęli leżącą na ziemi wielką skórę jakiegoś walenia. Oczom zebranych ukazał się kamienny krąg, przypominający wielką monetę Przykrywał on wykopaną w ziemi dziurę, w której tubylcy trzymali schwytanego krwiopijcę.
   Sześciu czukockich mężczyzn przywiązało liny, splecione z jelit zwierzęcych do głazu zakrywającego otwór w ziemi. Końce lin przerzucili przez potężne drewniane belki pod sufitem i poczęli ciągnąć, w celu osłonięcia otworu.
   Płaski głaz drgnął i uniósł się lekko. Podnosili jego krawędź coraz wyżej, aż w końcu dno dołu zostało oświetlone światłem słonecznym, wpadającym przez otwory dymne w sklepieniu wielkiego namiotu.
   Zebrani usłyszeli wściekły ryk, kiedy promienie słońca liznęły znajdującego się w dole jeńca. Wszyscy ostrożnie zajrzeli do otworu.
   Ich oczom ukazał się wychudzony osobnik o sinej, niemal przezroczystej skórze. Kiedy jego oczy, przez chwilę oślepione wpadającym światłem zobaczyły ludzi, wściekle rzucił się na ścianę wykopu, próbując wydostać się na powierzchnie. Wyjąc wściekle, drapał zmarzniętą ziemię na ścianie dołu, łamiąc sobie paznokcie. Niestety, nie był w stanie wydostać się na powierzchnię, gdzie było około szesnastu ludzi, z jego punktu widzenia potencjalnych ofiar, chodzących zbiorników krwi, której tak bardzo pragnął.
   Jeden z ludzi w białych kombinezonach pochylił się nad otworem i spojrzał w dół, na jeńca.
   -No proszę- powiedział młodym, chłopięcym głosem. -Kogo my tu mamy? Czyż to nie nasz ulubieniec, Adolf Hitler?
   Hitler wyskoczył w górę z dzikim wyciem, próbując dosięgnąć przybysza. Jego ręce machnęły o kilkanaście centymetrów od maski przybysza, lecz ten nawet nie drgnął. Spokojnie odpiął lustrzaną pokrywę hełmu i spojrzał na jeńca błękitnymi, lodowatymi oczami.
   -Spójrz na mnie, wampirze- powiedział spokojnie Eryk, pochylając się nad dołem. -Zapamiętaj mnie dobrze, moja twarz będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz przed śmiercią. Ale zanim zdechniesz, opowiesz nam co nieco o sobie i swoich wampirach.
   Krwiopijca zajęczał jak głodne zwierzę i podskoczył ponownie, starając się zaczepić koślawymi palcami o kombinezon chłopaka. Jednak blondyn był szybszy i zwinniejszy, niż wszyscy przypuszczali. Jego ręka śmignęła i złapała Hitlera za szyję, nie pozwalając mu opaść ponownie na dno jamy.
   Wampir był całkowicie pozbawiony ludzkich odruchów, zachowywał się jak dzikie stworzenie, owładnięte rządzą krwi. Długie okresy głodu powodowały u krwiopijców całkowite regres intelektualny, cofając ich do poziomu bestii. Tak też stało się w przypadku Hitlera, wielkiego wodza, którym niegdyś był. Na szczęście był to proces odwracalny, inteligencja wracała po kilku dniach, kiedy zezwierzęcony wampir regularnie otrzymywał porcję krwi. W przeciwnym wypadku plany wyciągnięcia informacji od Hitlera stałyby pod wielkim znakiem zapytania.
   Eryk przysunął twarz wampira do swojej i spojrzał w jego niemal białe, szalone źrenice. Obejrzał wielką szramę na głowie, powstałą podczas uderzenia przez Czukcze, broniącego swego syna. Czaszka zrosła się krzywo, co widoczne było po nierównomiernym rozmieszczeniu oczu.
   -Oberwałeś, skurwielu- szepnął chłopiec, puszczając krwiopijcę i pozwalając mu z hukiem spaść na zlodowaciałe dno wykopu. -Nie byłoby mi żal, gdyby cię zatłukli. Ale nie miałbym z ciebie żadnego pożytku.
   Zatrzeszczała jedna z lin, rozległ się donośny trzask pękającego wiązania i kamienny krąg pochylił się niebezpiecznie w stronę stojącego na krawędzi dołu chłopca. Ten jednak nie drgnął, jedynie wyciągnął ramię i zapierając się mocno stopami, utrzymał ciężar na jednej ręce.
   Tubylcy cofnęli się, patrząc z podziwem na młodego chłopca, który dysponował taką siłą.
   -Odsuńcie się- powiedział Vinderen, patrząc na swoich przyjaciół. -Niech ktoś im przetłumaczy, żeby się przesunęli.
   Drugi najwyższy z chłopców zdjął lustrzaną maskę. Był to James Sweetwater, który szczęśliwie znał wiele języków.  Po rosyjsku zwrócił się do Czukczów, aby stanęli za nimi. Kiedy wszyscy skupili się w jednym kącie namiotu, blondyn zaparł się o głaz oboma ramionami i pchnął go mocno. Krąg przez kilka sekund stał pionowo, następnie zwalił się z łoskotem na ziemię obok wykopu, pękając na kilka części.
   -James- powiedział blondyn, odwracając się do kompanów. -Wypytaj tubylców, w jakich okolicznościach go złapali. I poinformuj, że zabieramy go ze sobą.
   Indianin zaczął rozmawiać z Czukczami, a Eryk ponownie klęknął nad dołem i spojrzał na więźnia. Ten wciąż próbował wspinać się po zlodowaciałych ściankach jamy, aby tylko zaspokoić pragnienie krwi.
   -Tim, Krystian- zawołał blondyn. -Stańcie nad dołem i pilnujcie tego skurwiela. Ustawcie broń na najmniejszą siłę ognia. Jak spróbuje wiać, strzelać po nogach, nie zabijać.
   Dwaj niżsi chłopcy stanęli nad wykopem, kierując lufy na jego lokatora. Tymczasem Eryk podszedł do Jamesa, rozmawiającego z jednym z Czukczów.
   -Czego się dowiedziałeś?- zapytał Indianina.
   -To człowiek, który rozwalił łeb Hitlerowi- powiedział Sweetwater. -Napadł jego syna podczas snu i zaczął go wysysać. Z tego co zrozumiałem, roztrzaskał mu czaszkę i skaził chłopca jego krwią.
   -Chłopak się przemienił?
   James po rosyjsku zapytał mężczyznę o syna. Czukcza uśmiechnął się i pokręcił głową. Indianin popatrzył zdziwiony na dowódcę.
   -Twierdzi, że wciąż jest człowiekiem.
   -Czyżby znali sposób na powstrzymanie przemiany?
   -Na to wygląda- powiedział James i ponownie zwrócił się do tubylca. Rozmawiali dłuższą chwilę, po czym James podał mu dłoń i odwrócił się do Eryka.
   -Ich szaman oddał swoją krew, by powstrzymać przemianę u chłopca. Ojciec twierdzi, że stary też przechodził przemianę, ale u niego zatrzymała się samoczynnie.
   -Interesujące, szkoda, że Tomasza nie ma z nami- Eryk zamyślił się. -Mógłby pobrać próbki krwi od tego szamana, może dowiedziałby się czegoś ciekawego.
   Rozległ się trzask wyładowania elektrycznego i wycie postrzelonego, wnętrze namiotu rozjaśnił blask wystrzału z karabinu. James z Erykiem podeszli do Krystiana, który odrywał broń od oka.
   -Czemu strzeliłeś?- zapytał Vinderen.
   -Za wysoko podskoczył- mruknął młody i zaśmiał się nerwowo.
   -Trzymaj nerwy na wodzy- powiedział blondyn, klepiąc go po ramieniu. -Potrzebujemy go żywego.
   Pochylił się nad jamą, aby sprawdzić obrażenia wampira. Lewe ramie krwiopijcy było mocno przypieczone, ale nie spalone.
   -Mówiłem, po nogach, nie po rękach- Vinderen pokręcił głową z politowaniem. -Nie umiesz celować?
   -Nie celowałem, strzeliłem na oślep- zielonooki spuścił ze wstydem wzrok.
   -Zero opanowania- dowódca z niezadowoleniem pokręcił głową. -Idź z Samem do statku, wyładujcie trochę broni i amunicji dla naszych czukockich przyjaciół. Niech nie myślą, że zabierzemy jeńca za darmo, przynajmniej ich trochę uzbroimy.
   Krystian fuknął,jakby był urażony, ale bez słowa wykonał polecenie.
   -A my zajmiemy się naszym gościem- Vinderen skierował lufę karabinu na dno dołu. -Strzelamy w stopy i kolana, musi być unieruchomiony, żebyśmy mogli go spokojnie wyciągnąć z tej jamy.
   Trójka chłopców ustawiła się wokół wykopu, celując do więźnia.
   Kilka jasnych błysków rozjaśniło wnętrze namiotu.
   Kilka rozpaczliwych okrzyków bólu rozdarło powietrze.







   Brunatna krew trysnęła na ścianę. Hitler stęknął z bólu ale nie powiedział ani słowa.
   -Uważasz, że jesteś twardy?- Tomasz odłożył skalpel, którym nacinał skórę na piersi wampira. -Moje narzędzia potrafią zmiękczyć największego twardziela. Racja, nie boisz się utraty palca, czy nawet całej nogi czy ręki- podniósł piłkę do amputacji kończyn. -Zregenerujesz się. Ale ból pozostaje bólem, a ja mam dla ciebie jeszcze dużo bólu.
   -Dość!- powiedział Eryk, stojący z tyłu. -Na dziś wystarczy, zajmiemy się nim jutro. Tym razem na poważnie, koniec pieszczot skalpelem czy piłką.
   Podszedł do krwiopijcy i złapał go za charakterystyczny wąsik, ciągnąc w górę.
   -Słyszysz mnie, Adi?! Jutro będziesz cierpiał, jak jeszcze nigdy nie cierpiałeś.
   Puścił wąs wampira i sprawdził uchwyty, przytrzymujące go na stole sekcyjnym.
   Znajdowali się w podziemiach szpitala, gdzie mieściła się kostnica i prosektorium. Musieli odczekać kilka dni, karmiąc wampira zapasami krwi, aby odzyskał rozum i zaczął reagować po ludzku. Skonfrontowali go z pojmaną wcześniej Lilith, ale przesłuchanie nie dało rezultatu, oboje milczeli, mierząc się nienawistnymi spojrzeniami. Odłożono więc przesłuchanie na inny termin, co miało dać chłopcom czas na opracowanie jego techniki.
   Eryk twierdził, że karmienie Hitlera szpitalnymi zapasami krwi to marnotrawstwo, lecz był to jedyny sposób, aby przywrócić mu ludzkie odruchy. Krew wpłynęła również na jego stan fizyczny, krzywo zrośnięta czaszka wróciła do pierwotnego, nienaruszonego kształtu.
   Podjęta teraz próba inwigilacji również spełzła na niczym, lecz Vinderen miał plan, jak wyciągnąć informacje od więźniów, nie konfrontując ich osobiście.
   -Do lodówki z nim- rzucił blondyn i cofnął się o krok do tyłu, ustępując miejsca Tomaszowi i Jamesowi, którzy pełnili rolę przesłuchujących. Doktor otworzył izolowane drzwiczki jednej z wielu lodówek, znajdujących się w prosektorium, a Sweetwater wepchnął stalowy blat z przykutym do niego Hitlerem do jej wnętrza.
   -Śpij słodko, księżniczko- zaśmiał się Vinderen, machając do krwiopijcy. -Jutro wujek Tomek z wujkiem Jamesem zajmą się tobą na poważnie. Być może wpadnie jeszcze wujek Carl, który wyjątkowo nie przepada za waszym gatunkiem. Myślę, że jutrzejszy dzień głęboko wryje się w twoją pamięć.
   Drzwiczki chłodni zatrzasnęły się, Eryk wyjął z kieszeni batonik i ugryzł go.
   -Takie przesłuchania zawsze zaostrzają mój apetyt- powiedział z pełnymi ustami i rzucił do komunikatora. -Tim, Carl już dotarł?
   -Tak, czeka w pokoju ochrony- odparł Smallflower głosem zmienionym przez głośnik urządzenia.
   -Dobra, idę tam.
   Energicznie ruszył do pokoju ochrony, zostawiając Jamesowi zabezpieczenie kostnicy. Przy drzwiach do piwnicy stał jeden z ludzi Carla, dziewiętnastoletni chłopak, oddelegowany do trzymania warty przy jeńcach. Skinął głową Erykowi, oddając mu w ten sposób honory. Blondyn niedbale machnął ręką, nie patrząc nawet na chłopaka.
Dotarł do kantorka ochrony i przywitał się z wujem.
   -Jak leci?- zapytał Carl, ściskając dłoń krewniaka. Eryk skrzywił się.
   -Nasz gość milczy. Ale wkrótce zmięknie, mam na niego sposób. Bezbolesny i skuteczny. Tim pracuje nad tym od trzech dni, na jutro będziemy gotowi.
   -Co tam knujecie?
   -Nie mogę ci powiedzieć- zaśmiał się Eryk. -To ściśle tajne.
   -Noo, nie bądź taki, wujkowi nie powiesz?- Carl wyszczerzył się w wilczym uśmiechu.
   -Nie powiem- Vinderen uśmiechnął się równie szeroko i nieprzyjemnie. -Będziesz przy tym, sam się przekonasz.
   -Te geny...- zaśmiał się wuj. -Jesteś tak samo uparty jak ja.
   -I dobrze, gdybym nie był, nie mógłbym być tak skuteczny.
   Carl poklepał go po ramieniu i okręcił się na obrotowym krześle.
   -Zostawię tu kilku chłopaków na straży- powiedział, patrząc na zmęczone oczy młodszego krewniaka. -Wy jedźcie do siebie i wyśpijcie się. W razie kłopotów wezwę was.
   -Dobry pomysł, wszyscy ostatnio śpimy po dwie godziny na dobę- potwierdził Eryk, przeciągając się. Klepnął wuja w ramię i pożegnał się. -Trzymaj się, do zobaczenia jutro.
   -Czekaj- zatrzymał go Carl. -A jak się spisuje młody?
   Vinderen skrzywił się.
   -Jest zdolny, ale nerwowy, niezdyscyplinowany. Da radę, ale to potrwa. No dobra, cześć.
   Już na korytarzu wezwał chłopców i całą piątką ruszyli do kryjówki.






   Eryk wyszedł z kuchni, która była teraz jego kwaterą i w samych bokserkach usiadł przy stole, opierając czoło o dłonie. Pozostali spali, lecz on nie mógł zasnąć, ciągle dręczyły go wizje umierającego Petera. Załkał cicho a po jego policzku spłynęła samotna łza.
   -Dlaczego ty... Peter...- powiedział szeptem, tłumiąc płacz.
   Poczuł wilgotne dotknięcie na łydce i łaskotanie psiego futra.
   -Friend- zajrzał pod stół, gdzie wielkie psisko usiadło przed nim i położyło swój ogromny łeb na kolanach chłopca. Blondyn odsunął cicho krzesło i usiadł na podłodze, przytulając się do miękkiego futra psa.
   -Ty też straciłeś pewnie kogoś, kogo kochałeś, prawda?- wyszeptał Eryk, czując jak Friend liże go po ramieniu.
   Skrzypnęły drzwi od pokoju zajmowanego przez Tima i Krystiana. W progu stał Smallflower, w bokserkach i białej koszulce. Na wpół przymknięte oczy świadczyły o zaspaniu. Jego bose stopy zaczłapały po podłodze, kiedy podchodził do Eryka.
   -Co tu robisz?- zapytał i klęknął przy dowódcy. -Czemu nie śpisz?
   -Nie mogę spać- odparł Eryk, ukradkiem wycierając łzy z twarzy. Jednak czarnowłosy był spostrzegawczy, zauważył gest dowódcy.
   -Nie sądzisz, że najwyższy czas?
   -Na co?- Eryk starał się nie patrzeć na przyjaciela, aby ten nie widział jego wilgotnych oczu.
   -Czas przestać się zadręczać i przeżywać co noc śmierć Petera. Minęło już tyle czasu, chyba czas zapomnieć o przeszłości.
   -Nigdy tego nie zapomnę- odparł Vinderen, zaciskając szczęki. -Widok jego zmasakrowanego ciała będzie mnie prześladował do końca życia.
   -Myślisz, że tylko ciebie to prześladuje?!- Tim podniósł głos. -Byliśmy tam wszyscy i widzieliśmy to. Nigdy tego nie zapomnę, ale chyba czas skończyć z przeżywaniem tego od nowa i od nowa. Życie płynie dalej, Eryku.
   -Ty tego nie zrozumiesz...- blondyn zerwał się na równe nogi i poszedł do kuchni. Ale Tim nie pozwolił się zignorować i poszedł za nim. Zamknął cicho drzwi i powiedział podniesionym głosem:
   -Myślisz, że tylko ty za nim tęsknisz? Że tylko tobie go brakuje?
   -Tylko ja go kochałem...
   -Bzdury!- przerwał mu Smallflower. -Kochałem go jak brata, przez te miesiące wspólnego życia w szkole i tutaj, pokochałem was obu!
   -Peter był dla mnie kimś... wyjątkowym.
   -Dobrze o tym wiem- Tim zamknął oczy, szukając odpowiednich słów. -Nie byłem i nie jestem ślepy, widziałem co było między wami. Ale to nie powód, żeby się zadręczać.
   -Straciłem już wszystkich, rodziców, siostrę, teraz Petera...- Eryk usiadł przy kuchennym stole i ukrył twarz w dłoniach.
   -Nie prawda- zaprzeczył Tim. -Masz nas, my jesteśmy twoją rodzina. I masz... masz mnie. Ja nigdy nie przestałem cie kochać.. bardziej niż brata.
   Vinderen spojrzał na bruneta zza palców.
   -Timmy, zrozum, jesteś dla mnie jak brat, ale...
   -Ale nadal kochasz Petera, prawda?- przerwał mu znowu Smallflower. Jego oczy świeciły czerwonym blaskiem. -Ale Peter nie żyje, pogódź się z tym. A ja żyję i kocham cię nie mniej, niż on. Lecz jeśli masz zamiar zadręczać się nim dalej, droga wolna. Będę w pobliżu, jeśli zdecydujesz się na zmiany w swoim życiu.
   Brunet odwrócił się gwałtownie i wyszedł z kuchni, starając się nie trzasnąć drzwiami. Nie za bardzo mu się to udało, choć trzaśnięcie nie było głośne i nie obudziło nikogo.
   Eryk wstał by pobiec za chłopcem, ale zmienił zdanie. Usiadł ciężko na krześle i zapłakał znowu. Nie słyszał otwierających się drzwi. Tim Smallflower, dręczony myślą, że nieco za ostro potraktował blondyna, wrócił z zamiarem przeprosin. Popatrzył na płaczącego dowódcę i podszedł do niego. Przygarnął go mocno pogłaskał po plecach.
   -Wybacz- szepnął. -Nie powinienem był tego mówić.
   -Miałeś rację- powiedział Eryk, tłumiąc płacz. -Nie będę się już zadręczał Peterem, zmarł i niech spoczywa w pokoju. Moje żale niczego już nie zmienią.
   -Cieszę się, że to zrozumiałeś. Widzę w tym szansę dla nas.
   Vinderen podniósł głowę i popatrzył w oczy Tima, które były teraz błękitne.
   -Daj mi trochę czasu, niech to przetrawię- powiedział, wstając. -Teraz mamy ważniejsze sprawy do załatwienia. Jutro przesłuchanie. A ja mam prywatne sprawy z Tomaszem, muszę mu zadać kilka pytań, których nie zadałem wcześniej. Idź spać, Timmy. Jutro przed nami dzień wypełniony intensywną pracą.
   -Tak- kiwnął głową brunet i puścił dowódcę. -Ty tez się połóż.
   Odwrócił się i opuścił kuchnię.
   -Do jutra, Tim- szepnął Eryk, siadając ponownie przy stole.






   Od rana wszyscy poza Samem Lee i Krystianem siedzieli w szpitalu. Smallflower intensywnie pracował nad ich nowatorską metodą wyciągania informacji z więźniów.
   Tim z zadowoleniem oderwał się od komputera, na którym montował nagranie. Sięgnął do komunikatora w uchu i zameldował:
   -Eryk, nagranie gotowe. Wpadnij sprawdzić, czy się nadaje.
   -Zaraz będę.
   Chwilę później drzwi do pokoju ochrony otworzyły się i wszedł dowódca w towarzystwie Tomasza i Jamesa. Smallflower podał im słuchawki i włączył nagranie.
   Eryk spojrzał na niego z uznaniem i pokiwał głową, zdejmując słuchawki.
   -Dobra robota- pochwalił go. -Brzmi zupełnie jak ona.
   Drzwi otwarły się i stanął w nich Carl.
   -Co tam knujecie?- zapytał, szczerząc się szeroko.
   -Zobaczysz- uspokoił go Vinderen. -Możemy już iść do naszego Hitlerka, tym razem wyśpiewa nam wszystko.
   Wyszli z kantorka ochrony i udali się do kostnicy, znajdującej się w piwnicach szpitala. Tomasz otworzył metalowe drzwiczki chłodni i wysunął mrużącego oczy wampira na składamy stół sekcyjny.
   -Cześć Adi- pomachał mu wesoło Eryk, uśmiechając się do krwiopijcy szeroko. -Dziś twój wielki dzień, nauczysz się śpiewać. Wyśpiewasz nam wszystko co wiesz o waszych bazach, ilości wojska i statkach na orbicie Ziemi. Wiem, że powiesz mi prawdę. A wiesz skąd moja pewność?- powiedział, pochylając się nad jeńcem. 
   Hitler rzucił ukradkowe spojrzenie na jego tętnicę szyjną. Odsłonił kły i szarpnął się w skórzanych pasach, unieruchamiających go na nierdzewnym blacie.
   -Właśnie dlatego- zaśmiał się blondyn, podnosząc się. -Jesteś głodny, a ja mam mnóstwo krwi w lodówce. Co powiesz na taki układ, za każde pytanie, na które mi odpowiesz, dostaniesz ćwierć litra krwi. Oczywiście o ile twoja odpowiedź mi się spodoba.
   -Wal się...- zawarczał wampir, patrząc na Eryka nienawistnie. -Gówno ci powiem.
   -Powiesz- uśmiechnął się Vinderen. -Twoja przyjaciółka, Lilith już wyśpiewała swoją wersję. Wiemy, że to ty ją wysłałeś, żeby zlokalizowała naszą kryjówkę. Powiedziała nam o waszej muszce, dzięki Lilith znaleźliśmy ją i unieszkodliwiliśmy. Dzięki niej również dowiedzieliśmy się o bazie w naszej starej szkole na Alasce. Teraz twoja kolej, żeby zaśpiewać w tym duecie.
   Adolf zaśmiał się gardłowo i z rozbawieniem spojrzał na chłopaka.
   -Ona nie mogła nic powiedzieć, jest związana przysięgą.
   -A chcesz się założyć?- powiedział Eryk, wyjmując z kieszeni dyktafon. -Posłuchaj sobie, jak twoja ptaszyna śpiewa. Prawie jak kanarek. Tylko w tym wypadku to już martwy kanarek.
   Włączył dyktafon, z którego popłynęły głosy. Jeden głos zdecydowanie należał do wampirzycy.






   -Nagrałeś wszystko co powiedział?- zapytał Carl, kiedy wraz z Erykiem wyszli z przesłuchania Hitlera. Vinderen pomachał trzymanym w ręku dyktafonem.
   -Każde słowo. Tym sposobem wyciągniemy informacje od Lilith.
   -Jak to?- zdziwił się wuj. -Przecież to jej głos był na nagraniu, które puszczałeś Hitlerowi.
   -Nie do końca- Eryk uśmiechnął się chytrze. -Tim jest dobry w komputerach, wykombinował coś, jakiś program, przetwarzający głos ludzki. To co brałeś za głos wampirzycy, w rzeczywistości było głosem Jamesa, przetworzonym przez program.
   -O, spryciarze- zaśmiał się Carl. -Czyli Hitler usłyszał to, co chcieliście, żeby usłyszał.
   -Dokładnie- potwierdził Vinderen, uśmiechając się. -Wystarczyła tylko próbka jej głosu, nagraliśmy fikcyjne przesłuchanie i puściliśmy je więźniowi. Teraz mamy nagranie z jego autentycznymi zeznaniami, nie musimy niczego preparować. I teraz jego autentyczne słowa odtworzymy Lilith, popatrzymy na jej reakcje i wyciągniemy wnioski. Może jeszcze dorzuci coś od siebie, kto wie.
   -Ale to co on mówił... to raczej mało wiarygodne.
   -Nie sądzę, żeby wciskał nam kit- powiedział Eryk. -Chociaż Belial i Szatan... może to zabrzmieć jak bredzenie szaleńca. James tego nie potwierdza, tak samo Klaus. Ale mogli nie być aż tak wtajemniczeni, żeby znać elitę wampirów. Biorę pod uwagę to, że Hitler jednak nie skłamał.
   -Trudno w to uwierzyć- pokręcił głową wuj Carl. -Ale nie można wykluczyć, że mówił prawdę.
   -Pozostaje nam tylko przesłuchać wampirzycę- stwierdził młodszy blondyn. Skierował się do kostnicy, gdzie trzymano Lilith.
   Przed wejściem przygotował dyktafon.






   -Mamy to!- zawołał Eryk, wychodząc z kostnicy. -Dziwka potwierdziła wszystko, jednak nasz mały nazista nie kłamał. Poza tym dała nam namiary i kody dokowania do statku flagowego na orbicie Ziemi.
   -Czyli trzymamy ich za jaja?- zapytał Tim, który do tej pory nerwowo czekał na koniec przesłuchań w pokoju ochrony szpitala.
   -Częściowo- blondyn pokiwał głową. -Teraz musimy przekazać meldunek pułkownikowi, niech sztab opracuje strategię ataku.
   Ruszyli korytarzem w stronę gabinetów lekarzy, gdzie Tomasz prowadził swoje małe badania w szpitalnym laboratorium. Eryk miał z nim do obgadania pewną sprawę, więc kazał poczekać Timowi i Carlowi w hallu.
   Otworzył drzwi i wszedł do gabinetu, zastając Tomasza siedzącego przy stole laboratoryjnym.
   -Doktorku- zagaił i usiadł na leżance. -Mam kilka pytań i oczekuję szczerych odpowiedzi.
   Lekarz oderwał się od mikroskopu i spojrzał na chłopca.
   -Pytaj.
   -Jak przebiegła moja przemiana?
   -Dość... nietypowo- zająknął się Tomasz.
   -Co masz na myśli?
   Doktor sięgnął do szuflady po notatki i podał je Erykowi.
   -Robiłem dokładną analizę krwi i osocza małego.
   Tomasz wstał i włączył komputer, pokazując chłopcu obraz próbki krwi Krystiana.
   -Jak pewnie sam zauważyłeś, ani jego ani twoje oczy nie zmieniają koloru, jak na przykład oczy Tima.
   -Zauważyłem.
   -Krystian w dzieciństwie chorował na anemię. Choroba zmienia lekko pewne właściwości krwi, jak zwiększona ilość leukocytów, czyli białych ciałek krwi. Ich zbyt wysoki poziom powoduje niedokrwistość, czyli anemię. Po ustąpieniu choroby ich poziom nadal jest podwyższony, ale nie zagraża organizmowi.
   -I to one powodują, że nasze oczy się nie zmieniają?- zapytał Eryk.
   -To bardziej skomplikowane, nie jestem w stanie ci tego wyłożyć w zrozumiały dla ciebie, prosty sposób. Ale generalnie, jest sześć podstawowych typów leukocytów, ich główne zadanie to obrona organizmu przed bakteriami, wirusami, zakażeniami i wszelkimi obcymi komórkami. Niektóre z tych komórek są w stanie nawet zabić pasożyty, jak larwy owadów, składających jaja w ciele człowieka. Jeden z typów, konkretnie limfocyty grupy T, stanowią najskuteczniejszą obronę przed wirusami, a to właśnie wirus w krwi wampira powoduje przemianę. W twoim i Krystiana przypadku to właśnie te komórki krwi zahamowały przemianę na odpowiednim etapie.
   -No tak, ale ja nie chorowałem na anemię, zawsze byłem zdrowy.
   Doktor wstał i poprawił nerwowo okulary.
   -Możesz się na mnie wściekać, ale w twoim przypadku zrobiłem pewien eksperyment. Udany zresztą.
   -Opowiesz mi o nim?
   -Nie przetoczyłem ci krwi Jamesa, a następnie któregoś z chłopaków, tak jak to zrobiłem w przypadku Timmy'ego. Zrobiłem ci transfuzję krwi małego, przetaczając jego już przemienioną krew do twojego organizmu. -powiedział lekarz, siadając ponownie przy biurku. -Ryzykowałem twoim życiem, możesz mieć mi to za złe. Nie wiedziałem, czy moja teoria jest słuszna, nie miałem żadnych dowodów na jej potwierdzenie. Równie dobrze jak uleczyć, mogłem cię też zabić. Na szczęście moja teoria się potwierdziła.
   -Więc czym teraz jestem?- zapytał blondyn, patrząc na doktora.
   -Człowiekiem- odparł Tomasz, uśmiechając się. -Lecz posiadasz pewne cechy wampira. Szybkość, siła i zdolność regeneracji. Prawdopodobnie również długość życia się wydłużyła, ale nie w stopniu pozwalającym przeżyć na przykład dwieście lat.
   -To nawet trzyma się kupy- zamyślił się Eryk. -A co powiesz o tym, że znamy przypadek, kiedy przemiana została powstrzymana samoczynnie?
   -To możliwe- kiwnął głową Tomasz i poprawił zsuwające się na czubek nosa okulary. -W przypadku Krystiana, na przykład, to wysoce prawdopodobne. Agresywne limfocyty grupy T mogłyby zneutralizować wirusa, zanim zmiany w organizmie osiągną krytyczny poziom.

   Blondyn wstał i poprawił mundur.
   -No dobrze- powiedział. -Nie mam żalu za eksperymentowanie na mnie. Przyjmuję zmiany w moim organizmie jako naturalną kolej ewolucji, kto wie, może właśnie dzięki takim przypadkowym eksperymentom natury człowiek jest tym, czym jest. Może ja, Tim i Krystian jesteśmy tylko kolejnym szczeblem w drabinie ewolucyjnej człowieka. Godzę się na to, gdyż nie mam wyjścia. Ale też cieszę się z tych zmian, bo uczyniły mnie silniejszym. I ty, doktorku, masz w tym swój wkład.
   Tomasz wstał również i wyciągnął dłoń do chłopaka.
   -Ja.. cieszę się, że mogłem ci pomóc. Nie jestem naukowcem tylko zwykłym lekarzem, chcę tylko pomagać ludziom. I każdy uratowany to dla mnie największa nagroda.
   Eryk uścisnął dłoń lekarza i uśmiechnął się.
   -Jesteś bardzo dobrym lekarzem. Dziękuję.
   -Składałem przysięgę, że każdym dostępnym sposobem będę ratował ludzkie życie. Nie dziękuj mi, spełniłem tylko swój obowiązek.
   -Mimo to jestem wdzięczny za to, że żyję.
   -Ja też- kiwnął głową Tomasz. -Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem wdzięczny swojej intuicji, że nie zawiodła mnie w sprawie krwi Krystiana.
   Vinderen poklepał lekarza po ramieniu.
   -Pójdę już, chłopaki czekają na mnie.
   -Musisz kiedyś przyjść do laboratorium, żebym mógł cię dokładnie zbadać
   -Załatwione, doktorku- Eryk kiwnął ręką i opuścił gabinet.
W hallu dołączył do reszty oddziału.
   -Jedźmy do domu, mam meldunek dla pułkownika- powiedział do Jamesa i Tima. -I muszę pogadać z małym.
   -O czym?- zapytał Smallflower. Blondyn uśmiechnął się.
   -Muszę mu podziękować za uratowanie życia.







   Eryk siedział przy kuchennym stole z komputerem na kolanach, redagując meldunek o wynikach przesłuchania schwytanych wampirów. Było już późno, zbliżała się północ więc wszyscy poza nim już spali.
   Skończył raport i wysłał go do pułkownika Mettera. Wyłączył komputer i właśnie miał zamiar położyć się na przygotowanym wcześniej na podłodze posłaniu, kiedy drzwi otwarły się cicho i do kuchni wszedł Tim.
   -Nie śpisz jeszcze?- zapytał i podszedł do dowódcy.
   -Pisałem raport z przesłuchania. A ty czemu nie śpisz?
   Brunet usiadł przy stole i oparł się o oparcie krzesła, drapiąc się bo brzuchu.
   -Byłem w toalecie i zobaczyłem światło pod drzwiami kuchni. Zajrzałem, żeby sprawdzić co robisz.
   Eryk pokiwał głową i spojrzał w oczy Smallflowera.
   -Tim, długo myślałem o naszej ostatniej rozmowie. Przyjmuję twoją propozycję.
   -Zaraz- czarnowłosa głowa Tima podskoczyła. -To znaczy, że... że ty chcesz..
   -Tak- przerwał mu blondyn. -Nie wiem, czy będę umiał okazać ci takie same uczucia co Peterowi, ale jestem gotów spróbować. Chcę z tobą być, Timmy.
   -Matko, Eryk...- czarnowłosemu zakręciła się łza w oku. -O niczym innym nie marzę od dnia poznania ciebie.
   Vinderen chwycił jego dłoń i ścisnął lekko, patrząc na niego.
   -Tim, pamiętaj, że mimo wszystko będę potrzebował czasu. Peter nadal jest gdzieś głęboko w moim sercu i bardzo ciężko będzie mi go stamtąd usunąć.
   -Wcale nie chcę, żebyś się go pozbywał- uśmiechnął się brunet. -Chcę mieć swoje własne miejsce w twoim sercu, obok niego.
   -Po tych słowach już je masz. Nie jest duże, ale bardzo wiele wskazuje na to, że będzie znacznie większe.
   -Dziękuję- Tim wstał i podszedł do dowódcy, pochylił się nad nim i pocałował go w policzek.
   -Mało- szepnął Eryk i złapał brodę chłopca. Ich usta zetknęły się, Vinderen pogłaskał Tima po policzku i oderwał się od niego powoli.

   -Wystarczy- powiedział. -A teraz idź spać, bo Krystian już pewnie się zastanawia, czemu tak długo siedzisz w ubikacji.
   -Krystian już dawno śpi- odparł Tim, ale wyprostował się i podszedł do drzwi.
   -Wiesz- powiedział cicho Eryk. -Dziś chyba nie będę śnił koszmarów.
   Brunet uśmiechnął się i otworzył drzwi.
   -Dobranoc, dowódco.
   -Dobranoc, Timmy. Dziś będę śnił o tobie.
   Szczęśliwy Smallflower opuścił kuchnię i stanął w ciemnym korytarzu, opierając się o ścianę.
   -Kocham go- pomyślał i z tą myślą wrócił do pokoju, który dzielił z Krystianem.
   Uśmiechał się, kładąc się do łóżka.
   Uśmiechał się nawet kilka godzin później, gdy już głęboko spał.

13 komentarzy:

  1. Karol, rozjebales system tym rozdzialem. Jestes Miszczem :)
    Kocham Cie <3


    Lana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo, ciekawie się zapowiada, będę kibicować tej ślicznej dwójce :)
    Pozdrawiam/E.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, niesamowity rozdział. Mistrzowski wręcz ;)
    Jestem tu nowa, jak pewnie zauważyłeś. W kilka dni przeczytałam opowiadanie i jestem nim zachwycona! Sama staram się pisać opowiadania, ale daleko mi do Twojego poziomu. Naprawdę zazdroszczę :)
    Śmierć Petera była dla mnie naprawdę niespodziewana i przykra, ale teraz znowu mam komu kibicować ^.^
    Powodzenia w dalszym pisaniu i dużo weny życzę :D
    Emma

    OdpowiedzUsuń
  4. o matko jestes cudny pięknie piszesz :3 uwielbiam cie i twoje opowiadania strasznie podoba mi sie to z jak dokladnie opisujesz te sceny no wiesz tee miłosne..XD
    super rozdział! z niecierpliwoscia czekam na wiecej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    wróciłam już, musze powiedzieć, blog wspaniale wygląda...
    a co się tyczy rozdziału... rewelacyjny.... Eryk to naprawdę urodzony przywódca... przesłuchania się powiodły, wpadli na genialny pomysł jak uzyskać zeznania... Eryk i Tim razem ciekawe co z tego wyniknie... chociaż się cieszę, że Tim dostał szanse i będzie z tym kogo kocha...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć,
    Jestem tu od, nieoszukujmy się, pierwszą część przeczytałam dwa dni temu. Nie wiem jakim cudem przeczytałam tyle materiału o.O
    Tak czy tak chciałam ci życzyć dużo weny. To co piszesz jest napisane świetnie i bardzo profesjonalne. Masz dużą wyobraźnię i wszystko tak niezwykle się tutaj łączy.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    drogi autorze, żyjesz? Od tak dawna nie pojawił sie żaden rozdział tu czy na „odcieniach tęsknoty” bardzo tęsknię za Twoją twórczością....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie, rozdziałów w obecnej postaci już nie będę publikował, jedynie ich fragmenty. Ponieważ chcę wydać KŻ w formie ebooka, nie mogę wstawiać całych rozdziałów, bo jaki byłby sens wydawania tego? Poza tym takie są wymogi wydawnicze, żadne wydawnictwo nie wyda tekstu, który był już gdzieś publikowany.

      Usuń
    2. Moze niektorzy nie moga ,,korzystac" z ebooka....

      Usuń
    3. Drogi anonimie, zapewniam Cię, że do korzystania z ebooków w zupełności wystarczy komputer lub telefon z zainstalowanym czytnikiem.

      Usuń
  8. Kiedy kolejny rozdział ?! Już nie mogę wytrzymać bez twojego genialnego opowiadania. Kupiłam pierwszą część i nie mogę doczekać się drugiej . Uwielbiam twój styl, sposób pisania.
    PS Ciekawe jak rozwinie się wątek Tim- Eryk :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie przyjemnie, że kolejny egzemplarz KŻ znalazł nabywcę :) Jeśli chodzi o kontynuację opowiadania, to niestety jestem zmuszony czasowo wstrzymać dodawanie rozdziałów, ze względu na ograniczony dostęp do sieci. Również dodawane teksty będą inne, mocno okrojone. Planuję wydanie również drugiej części, więc nie mogę publikować pełnych rozdziałów.

      Usuń
  9. No no myślałem ze to potrwa dluzej

    OdpowiedzUsuń