Rozdział 5 - Wielki wybuch


Gdzie admirał?! — wrzasnął Vinderen, wysiadając z myśliwca natychmiast po lądowaniu w bazie. — Gdzie on jest?!
Zaskoczona obsługa lądowiska wskazała kwatery najwyższych oficerów.
Pewnie w swojej kancelarii — podpowiedział dowódca zmiany lądowiska.
Eryk pobiegł do kwater oficerskich, potrącając po drodze kilku osłupiałych żołnierzy. Gdy dotarł na miejsce stwierdził, że Malickiego nie ma w kancelarii. Zaklął szpetnie i wybiegł na korytarz.
Namierzcie mi Malickiego, natychmiast! — zawołał do komunikatora i ruszył ponownie do lądowiska.
Przed chwilą wyjechał z bazy — zameldował oficer dyżurny. — Wziął samochód pancerny, nie zgłaszał celu wyjazdu.
Lądowisko, przygotujcie mój myśliwiec, na jednej nodze!
Jaki jest cel wylotu? — zapytał dowódca zmiany.
Pościg za zdrajcą — odparł blondyn i ruszył do zbrojowni, gdzie trzymano ich PASy.
Chwilę później, już ubrany w pancerz, wpadł na lądowisko i w biegu wskoczył do myśliwca. Pancerz zintegrował się z pojazdem w ciągu ułamka sekundy i chłopak wystartował natychmiast.

##

Wściekły Malicki pędził przed siebie w opancerzonym samochodzie terenowym, uprowadzonym z bazy. W jego głowie kłębiły się różne myśli i uczucia, od złości przez żal po strach. Z jednej strony żałował, że wysłał oddział Vinderena po syna. Żałował, że zdołali go odbić. Żałował tego, że jego jedyny syn okazał się ciotą. I był wściekły na Vinderena, że nie zabił chłopaka.
I bał się. Bał się konsekwencji swojego rozkazu, który skazywał wysłanych do Wenecji żołnierzy na śmierć.
Wdusił pedał gazu do oporu, pędząc na południe od bazy, uciekając przed sądem wojennym.
Lecz nie zdołał pokonać nawet trzydziestu kilometrów.
Na piaszczystej drodze przed samochodem stał myśliwiec Vinderena. Sam chłopak stał w pancerzu przed statkiem, trzymając w metalowych dłoniach PASa karabin impulsowy.
Admirał skierował wóz prosto na żołnierza, zamierzając go rozjechać. Nie pomyślał, że pancerna zbroja z hiperytową powłoką chroni go przed dużo mocniejszymi wstrząsami.
Maska pojazdu uderzyła z hukiem w Vinderena i wgniotła się mocno, lecz chłopak nie przewrócił się. Zapiął karabin na plecach, wbił pancerne stopy w podłoże drogi i oparł dłonie na zmasakrowanej klapie silnika auta. Pancerne blachy nie były chronione hiperytem i poddały się. Z przerażającym zgrzytem rozdarły się, odsłaniając silnik.
Vinderen uniósł prawą dłoń i uderzył w aluminiową osłonę silnika, niszcząc kilka cylindrów. Silnik zakaszlał i stanął w płomieniach. Admirał Malicki wyskoczył z samochodu i złapał za przypięty do pasa pistolet. Wymierzył w chłopaka i oddał kilka, rzecz jasna nieskutecznych, strzałów w jego pancerz. Standardowe pociski rozpłaszczyły się na hiperytowej powłoce i, rykoszetując, odbiły w powietrze.
Jak śmiesz, gówniarzu! — zawył oficer, zdając sobie sprawę, że strzelanie do PASa Vinderena nie odniosło żadnego skutku. — Jestem dowódcą bazy!
Z chwilą, gdy dopuścił się pan zdrady i użył mojego oddziału do załatwienia prywatnej sprawy, narażając nas na niebezpieczeństwo, oraz podżegając do zamordowania własnego syna, sam pozbawił się pan stanowiska — głos Eryka był spokojny, kiedy sięgał po karabin i wymierzył w Malickiego.
Admirał nabrał powietrza, szykując się do kolejnej tyrady, mającej na celu stłamszenie chłopaka oficerskim autorytetem, lecz Eryk nie dopuścił go do głosu.
Aresztuję pana pod zarzutem zdrady. Zostanie pan odstawiony do aresztu w bazie i osądzony oraz skazany. Odpowiednie służby już jadą.
Z kierunku północnego, od strony bazy, unosił się tuman pyłu, wznoszony przez pojazdy strażników, mających aresztować admirała. Malicki opuścił ramiona, ale jeszcze nie zrezygnował.
Nigdy mnie nie dostaniecie — warknął i uniósł pistolet do skroni z zamiarem samobójstwa. Reakcja Eryka była błyskawiczna. Doskoczył do niego i tak szybkim, że niemal niewidocznym ruchem wytrącił mu broń z ręki, łamiąc nadgarstek.
Czerwony z bólu i wściekłości Malicki skulił się i złapał za zgruchotany nadgarstek. Eryk kopnięciem odsunął z drogi płonący samochód, którego silnik zaczynał grozić wybuchem, i pochylił się nad zdumionym admirałem, górując nad nim niemal o głowę.
Spokojnie, myślę, że kara śmierci i tak cię nie minie — wycedził. — Ale nie pozwolę ci strzelić sobie w łeb i uniknąć konsekwencji.
Zrezygnowany Malicki przestał walczyć. Konwój z bazy zbliżał się szybko, wzbijając w jasne australijskie niebo tumany pustynnego kurzu.

##

Sąd nad admirałem Malickim zakończył się wyrokiem skazującym go na dożywotnie więzienie w tajnym wojskowym areszcie na Deimosie, jednym z księżyców Marsa. Nawet wyznaczony przez sztab obrońca nie miał ochoty apelować. Po przedstawieniu zarzutów oświadczył, iż rezygnuje z obrony, gdyż sądzi, że admirał w pełni zasługuje nawet na najwyższy wymiar kary.
Po przesłuchaniu świadków, czyli członków oddziału Eryka, syna Malickiego oraz pilota wysłanego, aby zestrzelić wracających z Wenecji chłopaków, trybunał wojskowy wydał najłagodniejszy możliwy werdykt: dożywocie i pozbawienie wszelkich przywilejów, odznaczeń i stopni wojskowych.
Chłopcy, opuszczając salę rozpraw, milczeli. W ciszy udali się do stołówki i usiedli przy stoliku. Był z nimi też Rafał Malicki. Eryk zamówił dla wszystkich kawę.
W końcu Malicki junior przerwał milczenie.
I co myślicie, wyrok jest sprawiedliwy?
Nie nam to oceniać, ale uważam, że twój ojciec dostał za swoje — odparł Vinderen. — Chociaż rozumiem, że to najbliższa rodzina i zapewne trochę ci go szkoda.
Bardzo trochę — prychnął Rafał. — Prawie wcale.
Rozumiem, że masz do niego żal.
Tak, wielki żal, ale nie nienawidzę go. Jak też nie żałuję.
Więc przyjmijmy, że wyrok jest adekwatny do winy i zakończmy temat —
oznajmił Eryk i uniósł kubek z kawą. — Nasze zdrowie i zapomnijmy o tym, co złe.
Malicki junior i pozostali członkowie oddziału Eryka podnieśli kubki i wypili aromatyczny napój. Gdy oddawali naczynia do bufetu, podszedł do nich kurier sztabowy.
Poruczniku Vinderen, pułkownik Metter pana wzywa. Ma panu coś ważnego do zakomunikowania.
Już idę — odparł Eryk i przeprosił chłopaków, po czym opuścił stołówkę.
Po chwili pukał już do drzwi kancelarii pułkownika. Zaproszony, wszedł do środka i oddał honory.
Proszę usiąść, poruczniku — poprosił Metter, wskazując mu krzesło przed swoim biurkiem. Eryk spoczął i usiadł.
Mam ważne informacje dostarczone przez wywiad elektroniczny. Dysponujemy rewelacyjnymi urządzeniami, niewykrywalnymi dla wroga, dzięki czemu odkryliśmy na Syberii nieznany obiekt. Jest to prawdopodobnie baza wypadowa sił wroga, być może również lokalne centrum dowodzenia. Jest wysoce prawdopodobne, że znajdziemy tam też co najmniej jednego z najwyższych oficerów wampirów. Za cztery dni od dziś planujemy atak na ten obiekt. Rozkazy sztabu nakazują infiltrację bazy i pojmanie obecnych w niej oficerów, uwolnienie ewentualnych jeńców i likwidację całej obsługi. Zaproponowałem waszą grupę, jako najbardziej odpowiednią do tego zadania.
Rozumiem, pułkowniku — odparł Eryk. — Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by wykonać to zadanie.
Priorytetem w tej misji jest pojmanie oficerów. O ile będzie to możliwe, oczywiście. Nie mamy pewności, czy nasz wywiad nie myli się co do ich obecności w bazie, ale należy to sprawdzić. A zniszczenie całego obiektu i likwidację jego załogi pozostawiam w pańskiej gestii, trzeba to wykonać, ale środki, jakich pan użyje, zależą od pańskich decyzji. — pułkownik wstał i przekazał rozkazy blondynowi — Proszę przygotować ludzi i sprzęt.
Eryk przyjął papiery, wstał i zasalutował.
Tak jest, pułkowniku — potwierdził i opuścił kancelarię oficera.

##

Przez trzy dni trwały intensywne przygotowania do misji. Oddział Vinderena trenował na symulatorach atak na cele naziemne, jak też infiltrację wrogich obiektów z marszu. Gdy Eryk stwierdził, że chłopcy są gotowi, ostatniego dnia zarządził odpoczynek. Całą grupą udali się do sali kinowej, by przed snem obejrzeć jakiś film. Nie wiedzieć z jakiego powodu, w programie na ten wieczór był klasyczny „Drakula” z 1992 roku. Po seansie, wracając do swych kwater, chłopcy rozmawiali o filmie.
Jak sądzicie, jak film ma się do rzeczywistości? — zapytał Sam.
James wzruszył ramionami i odparł:
Cóż, film oceniam jako doskonały, jednak nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdą. Sam Drakula przedstawiany w filmie jest tylko częściowo odwzorowaniem oryginalnego Drakuli. Aktor... jak on się nazywał?
Gary Oldman — podpowiedział Tim.
Właśnie, Oldman. Zagrał świetnie, bardzo wiarygodnie. Ale zupełnie nie był prawdziwym Vladem, jakiego znam.
To wiadome, film jest tylko wizją reżysera. Tak czy inaczej, był dobry — stwierdził Eryk.
Zgadzam się, był świetny — przytaknął Sweetwater.
Nie ważne, co myślimy o filmie, jutro i tak musimy skopać tyłki wampirom — zaśmiał się Timmy, ciesząc się na myśl o czekającej ich misji.
W takim razie czas spać, pobudka o 5.30 — polecił Vinderen.
Tak jest! — zawołali zgodnym chórem i rozeszli się do swoich kwater.

##

Dwadzieścia cztery myśliwce dowodzone przez Eryka zbliżały się do celu w centrum syberyjskiej tundry. Piloci lecieli nisko, a drzewa ogromnego lasu Syberii przemykały pod ich maszynami błyskawicznie. Dolatywali na miejsce, gdy ich oczom ukazał się monstrualny budynek, mierzący na oko 100 metrów wysokości i o bokach szerokości ponad 200 metrów. Na jego dachu znajdowało się mnóstwo nadbudówek i wieżyczek, najeżonych działkami i wyrzutniami rakiet.
Widzicie te wieżyczki na dachu gmachu? — Eryk zwrócił uwagę żołnierzy — Trzeba je zniszczyć, mogą stawić opór. I w pierwszej kolejności musimy zneutralizować tę antenę, żeby nie wezwali wsparcia ze statku matki. — wskazał wirtualnym wskaźnikiem cel, ogromną antenę paraboliczną pośrodku budynku.
Widzimy cele — potwierdził jego zastępca, Tim Smallflower.
Strzelać bez rozkazu z odległości dwustu metrów.
Gdy pojazdy zbliżyły się na żądany dystans do masywnej budowli, wypuściły przypominającą rój owadów ilość rakiet. Trafiona antena przechyliła się na jedną stronę i runęła na dach gmaszyska, rozbijając przy okazji dwie wieżyczki z działkami. Z wież strzelniczych budynku wystrzeliła kanonada pocisków karabinowych i rakietowych systemu obronnego wampirów.
Teraz wieżyczki, strzelać bez rozkazu — zakomenderował Vinderen. Myśliwce plunęły kolejną chmarą rakiet, unieszkodliwiając ponad 90% z nich. Chwilę później pozostałe nadbudówki również zostały zniszczone i obrona budowli zamarła.
Stig, zostań w powietrzu, pilnuj żeby żaden statek nie opuścił celu. I uważaj też na atak z powietrza, mogli zdążyć wezwać wsparcie z orbity.
Zrozumiałem — zameldował Larsson i wraz ze swoim plutonem pozostał w zawisie ponad obiektem.
Tim, wybijmy sobie wejście do środka — rzucił do zastępcy. Obaj obniżyli pułap i zatrzymując się w odległości około 50 metrów od monolitycznej ściany gmachu, pokryli ją zmasowanym ogniem ze wszystkich wyrzutni rakiet. Eksplozja wstrząsnęła powietrzem i ścianą.
Kiedy odłamki, pył i dym opadły, w murze ukazała się ogromna, niemal mieszcząca transporter, dziura. Eryk i Smallflower posadzili swoje myśliwce opodal wyrwanego otworu. Pancerze oddzieliły się od pojazdów i żołnierze zeskoczyli na pokrytą gruzem ziemię. Ruszyli pieszo do wyrwy i weszli do budynku na szeroki korytarz.
Trzymać się blisko, zachować czujność — wydał polecenie Vinderen. — Rozglądać się za oficerami, pozostałych likwidować bez…
Zanim skończył, na korytarz, z bocznej sali o rozsuwanych drzwiach, wybiegł osobnik ubrany w dziwny, hermetyczny kombinezon koloru szarego. Spojrzał na chłopaków i rzucił się do ucieczki.
Tim, nie zabijaj tylko obezwładnij! — zawołał do bruneta Vinderen. Timmy bez słowa i bez pośpiechu zdjął karabin w pleców, przełączył na najniższy stopień rażenia i strzelił uciekinierowi w nogi. Po korytarzu rozszedł się wrzask bólu i łoskot padającego ciała.
Żołnierze podeszli do leżącego i stanęli po jego bokach. Osłaniające stopy buty kombinezonu osobnika były stopione, tworzywo niemal wtopiło się w jego nogi. Eryk pochylił się nad nim i zerwał z jego głowy osłaniający ją elastyczny kaptur z lustrzaną szybką na twarzy. Był to bez dwóch zdań przemieniony wampir, co zdradzał kolor oczu. Teraz były żółte z wściekłości.
Masz dwie opcje — powiedział do niego spokojnie blondyn — Powiesz mi grzecznie kim jesteś, co oznacza twój strój i co tu robisz, albo wyciągnę to z ciebie każdym dostępnym sposobem. Zapewniam cię, że druga opcja będzie bardzo bolesna i długotrwała i sprawi mi wielką przyjemność. Wybieraj.
Przemieniony spojrzał na niego ze strachem, jego oczy zmieniły kolor na biały, źrenice zlały się z białkami. Był stary, miał rozczochrane siwiejące włosy i nastroszony wąs. Oddychał szybko, jego podbródek drżał.
Jestem mikrobiologiem — powiedział w końcu — Pracowałem tu na zlecenie Beliala nad transformacją komórek.
Czemu miały służyć te prace?
Nie znam szczegółów, ale podobno miała to być jakaś cudowna broń bakteriologiczna.
Nie pieprz, musisz znać szczegóły skoro przy tym pracujesz — warknął Eryk, trącając go w poparzone stopy opancerzoną dłonią. Wampir wciągnął powietrze z bólu i wyrzucił z siebie szybko:
Naprawdę nie wiem, nad projektem pracowało kilka zespołów i każdy miał inne zadanie! Jedni nie wiedzieli, nad czym pracują drudzy, naprawdę.
W porządku, teraz powiedz mi, czy są tu jacyś najwyżsi oficerowie.
Dwóch, Hitler i Belial. W każdym razie rankiem widziałem jeszcze Hitlera, ale podobno miał odlecieć za kilka godzin na orbitę.
Dobra, dzięki za współpracę — Vinderen wstał i szybkim ruchem wyciągnął z otwieranego schowka w pancerzu pistolet, po czym strzelił krwiopijcy w głowę.
Klasyczne podziękowanie porucznika Vinderena — zaśmiał się Smallflower. Eryk klepnął go w plecy z głuchym metalicznym pogłosem.
Ruszajmy.
Poszli korytarzem, otwierając po drodze wszystkie drzwi i likwidując kryjących się w pokojach wrogów. Na końcu korytarza znajdowały się schody prowadzące w dół. Zeszli w podziemia i znaleźli się w wielkim laboratorium, wyposażonym w najrozmaitsze urządzenia. Zaskoczyli dwóch wampirów w kitlach, siedzących przy dziwnych pulpitach. Vinderen strzelił w jeden z nich, wzniecając snop iskier. Naukowcy podskoczyli i, grzecznie poproszeni przez chłopaków, odsunęli się na środek pomieszczenia.
Dzień dobry, panowie — powiedział wesoło Eryk po otwarciu przyłbicy pancerza, uśmiechając się przy tym promiennie — Jesteście lekarzami? Świetnie się składa, gdyż mam taki drobny, lecz wstydliwy problem. Mianowicie, na widok wampirów dostaję permanentnej sraczki, połączonej z napadami agresji. Możecie mi pomóc? Zanim wpadnę w jeden ze stanów agresji, a jest już bardzo bliski.
Krwiopijcy, będący prawdopodobnie laborantami lub naukowcami, zbaranieli. Spojrzeli na siebie, następnie na uśmiechniętego Vinderena w pancernej zbroi i nie potrafili wydusić ani słowa.
Czy ja mówię w narzeczu Nawaho? Nie rozumiecie mnie?
Rozu… rozumiemy — wyjąkał starszy z nich, posiadający ogromny, perkaty nos, niski wampir. Nerwowo przygładził artystyczny nieład ciemnych włosów i znów zerknął na młodszego współpracownika. Ten przestąpił z nogi na nogę i powiedział:
Nie jesteśmy lekarzami, tylko astrobiologami.
A czym zajmują się astrobiolodzy? Szukają mikrobów w przestrzeni kosmicznej?
Między innymi — odparł znowu starszy. — Szukamy obcych form życia na innych światach, badamy ich fizjonomię i biochemię.
Krótko mówiąc, szukacie nowych światów, nadających się na wasze spiżarnie, skurwysyny — warknął blondyn i uśmiech zniknął z jego twarzy — Macie dwa wyjścia. Powiecie mi jak na świętej spowiedzi nad czym pracujecie dla Beliala, a ja zagwarantuję wam szybką i bezbolesną śmierć, lub wyciągnę to z was bardzo powoli i ekstremalnie boleśnie. Wybierajcie.
Starszy krwiopijca zamrugał nerwowo oczami, ponownie przygładził zmierzwione włosy i zaczął mówić drżącym głosem.
Jestem kierownikiem projektu, zleconego przez Odwiecznych, najwyższej władzy na naszym świecie. Pracowaliśmy nad stworzeniem organizmów hybrydowych, które mogłyby przetrwać w próżni kosmicznej.
Interesujące, tylko po co to waszym przywódcom?
Nie mamy pojęcia, my tylko realizujemy zlecone badania.
Nieistotne, sami do tego dojdziemy — wtrącił się Tim, wyjmując ze schowka w pancerzu miniaturowy komputer i wiązkę kabli — Podepnę się pod ich komputer centralny i sczytam całe dane. Potem pokażemy je Verze, ona najlepiej orientuje się w mikrobiologii.
Vinderen wzruszył pancernymi ramionami i uśmiechnął się do wampirzych naukowców.
Zatem nadeszło nasze pożegnanie, panowie.
Tak szybkim, że niedostrzegalnym dla zwykłego człowieka ruchem, uwolnił z uchwytu na plecach klingę miecza i wykonał nim dwa błyskawiczne i precyzyjne cięcia, po których głowy krwiopijców potoczyły się po błyszczącej posadzce, pozostawiając brunatne smugi krwi.
Timmy podszedł do terminala i zaczął szukać interfejsu, pod który zamierzał podłączyć swój mikrokomputerek. W końcu połączył kilka kabli i zmontował odpowiedni wtyk, który podłączył do komputera. Chwilę później odpiął kabelek i schował do schowka.
Gotowe, pliki ściągnięte — zameldował.
W takim razie zakładamy ładunki i wynosimy się stąd.

##

Gdzie byliście, wywoływałem was od dziesięciu minut! — wołał przez komunikator Stig. — Jakiś mały obiekt wystartował z bazy, nie zdołaliśmy go zestrzelić.
Pewnie muru bazy odcięły sygnał radiowy, dlatego nie mogliśmy się komunikować — odparł Eryk, odpalając silniki myśliwca. — Co to był za obiekt?
Maleństwo, najwyżej jedna osoba na pokładzie. Coś jakby kapsuła ratunkowa.
Prawdopodobnie ktoś z ich dowództwa się ewakuował. Nieważne, mamy istotne dane i podłożyliśmy ładunki termonuklearne w całej bazie. Wynośmy się stąd, zanim cała okolica zamieni się w piekiełko.
Rozkaz — potwierdził Larsson.
Myśliwce Vinderena i Tima wystartowały i pomknęły zachód, a chwilę później dołączył do nich Stig ze swoim pododdziałem. Po kilku minutach lotu za eskadrą rozbłysło jasne światło, przyćmiewające słońce. Szybki w przyłbicach pilotów przyciemniły się automatycznie. Zaraz po rozbłysku za myśliwcami ruszyła potężna fala uderzeniowa, która położyła pokotem całe połacie syberyjskich lasów.
Pełna prędkość, bo nas zmiecie! — krzyknął Eryk do komunikatora, przyśpieszając maksymalnie. Cała formacja pojazdów ruszyła z maksymalną szybkością, jednak fala uderzeniowa miotnęła kilkoma ostatnimi statkami, które dopiero po kilku sekundach wyrównały lot.
Fiu, o mały włos — przez głośniczek komunikatora doleciał pełen ulgi głos Mata Damedy. Dowódca uśmiechnął się pod nosem i odparł:
Przyzwyczajajcie się, prawie zawsze uchodzimy śmierci w ostatniej chwili. Prawda, Tim?
Jako rzeczesz, dowódco.
Nie wiem, czy to zwykły fart, czy wasze wyszkolenie — rzucił z ironią Dameda.
Jedno i drugie po trochu — zaśmiał się Eryk. — A teraz cała naprzód do kwatery, zgłodniałem. Zabijanie wampirów zawsze wywołuje u mnie wilczy apetyt.
Oddział potwierdził rozkaz i cały rój myśliwców ruszył w drogę powrotną do australijskiej bazy.

##

Sterczący penis sprawiał Timowi ból. Opięty mundur ocierał się o odsłoniętą żołądź, powodując dość silny dyskomfort. Chłopak wiercił się na krześle w jadalni, nie mogąc skupić się na jedzeniu.
Gdy w końcu pozostali skończyli posiłek i odeszli od stołu, pozostawiając go tylko z Erykiem, powiedział cicho do blondyna:
Eryk, mam mały problem.
Co takiego? — zapytał Vinderen z pełnymi ustami.
Stoi mi jak komin fabryczny, jak zaraz sobie nie ulżę, to pękną mi jaja.
Eryk zakrztusił się sokiem i spojrzał na przyjaciela załzawionymi oczami.
Chcesz mnie zabić? — zapytał po przełknięciu zawartości ust. — I w ogóle mów głośniej, przecież jesteśmy tu sami — dodał ironicznie, wskazując na siedzących wokół żołnierzy z innych oddziałów.
Mówiłem tak, żebyś tylko ty usłyszał — nadąsał się brunet. — Kończ ten obiad i chodźmy do kwatery, mam na ciebie ochotę.
Vinderen wytarł usta serwetką, w trybie przyśpieszonym oddał talerze na zmywak i wspólnie z Timem pobiegli na swojej kwatery. Zablokowali drzwi i zaczęli pośpiesznie zdzierać z siebie wzajemnie mundury. Eryk popchnął Tima na łóżko i zdjął mu napięte do granic wytrzymałości szwów bokserki. Pałka czarnowłosego wyskoczyła z nich jak sprężyna. Vinderen złapał ją w garść i potarł czerwoną, nabrzmiałą żołądź. Timmy sapnął pod wpływem odczuwanej łaskoczącej rozkoszy i podparł się łokciami o łóżko.
Blondyn włączył do zabawy drugą rękę, którą zaczął masować mosznę Tima. Była gładka jak jedwab, jak całe krocze chłopaka, a także wszystkich żołnierzy z oddziału Vinderena.
Lubisz to, prawda? — spytał Eryk, patrząc na rozmarzoną i podnieconą twarz bruneta. Ten odpowiedział skinieniem i przyciągnął go do siebie, po czym sięgnął do jego bokserek i zaczął masować pęczniejący, podłużny kształt, odznaczający się z przodu. W końcu zsunął bieliznę dowódcy i spojrzał na jego napęczniały, pulsujący i sztywny organ.
Ale wielki…
Przesadzasz — stęknął Eryk, czując delikatne palce przyjaciela na swym członku.
Jest wielki, ma chyba ze dwadzieścia centymetrów.
Dwadzieścia dwa — zaśmiał się blondyn. — Kiedyś zmierzyłem, za twoim przykładem.
Ha ha, jak dzieciak — Tim odpowiedział śmiechem.
Jesteśmy dziećmi. Co prawda genialnymi, ale wciąż dziećmi.
Racja — przyznał Smallflower i mocno schwycił pałę kochanka. Odsłonił sinoczerwony żołądź i zaczął go mocno pocierać zaciśniętą dłonią. Eryk westchnął i począł powtarzać te same ruchy na penisie Tima. Siedzieli na wprost siebie w kucki, niemal stykając się fiutami, i onanizowali się wzajemnie.
Timmy pierwszy zaczął odczuwać nadchodzący orgazm. Jego pośladki, brzuch i uda zaczęły się napinać. Czując coraz silniejszą przyjemność, ściskał pałę blondyna coraz mocniej, co spowodowało, że ten również poczuł pierwsze sygnały wielkiego finału. Obaj czuli narastające łaskotanie w główkach penisów i rozlewającą się po ciałach rozkosz.
Brunet sapnął głośno i po zaciśniętych na jego penisie palcach Eryka spłynęła gęsta, biała ciecz, skapując na brzuch Smallflowera. Po kilku sekundach szczytował Vinderen, jego wytrysk poszybował w górę pod takim ciśnieniem, że kilka pierwszych strzałów wylądowało mu na szyi i klatce piersiowej, natomiast kolejne spadały na brzuch i spłynęły po dłoni czarnowłosego. Gdy emocje nieco opadły przywarli do siebie i objęli się mocno. Ich pokryte nasieniem ciała skleiły się z wilgotnym mlaśnięciem, wciąż sterczące organy ocierały się o siebie.
Jak zawsze było wspaniale — wysapał Tim gładząc czule plecy kochanka.
Zwykła ręczna robótka, a jaka przyjemna — odparł Eryk i podsunął — Co powiesz na prysznic?
Sto procent głosów za — zaśmiał się brunet i odkleił od przyjaciela. Zmieszana sperma na ich skórze ponownie wydała ciche mlaśnięcie. Eryk wstał z łóżka i chwycił dłoń Tima. Pociągnął go do łazienki, a po chwili dał się słyszeć szum płynącej z prysznica wody.

##

Metter rozdał chłopakom kopie raportu z odczytu danych z komputera zniszczonej bazy wroga na Syberii. Żołnierze włożyli otrzymane nośniki do podręcznych komputerów.
To nagranie znajdowało się w niezabezpieczonych plikach danych, odczytanych przez naszych techników. Nie wiemy kim jest przedstawiony na nim wampir, ale nasz konsultant, pan Sweetwater rozpoznał w nim jednego z odwiecznych, najstarszej kasty wampirzej hierarchii. Podobno nazywa się Belial i jest głównodowodzącym sił inwazyjnych. Włączcie nagranie — polecił oficer.
Chłopcy włączyli plik. Na ich komputerach pojawiła się bardzo młoda twarz albinosa. Mógł mieć około trzynastu lat, miał długie, białe włosy i czarne jak u rekina oczy o martwym spojrzeniu. Choć widoczne było tylko jego popiersie, wystające kości policzkowe i spiczasta broda, oraz zapadnięte oczy sugerowały, że jest nieprawdopodobnie chudy. Ubrany był w coś w rodzaju uniformu z błyszczącymi ozdobami.
Nie znacie mnie — powiedziała postać na ekranach chłopięcym, łamiącym się głosem — Ale to nie ma znaczenia. Nie musicie wiedzieć, kim jestem. Zapamiętajcie tylko moją twarz, żebyście wiedzieli, kto was zniszczył. Badania, które zleciłem, doprowadzą do waszej klęski, ludzkie bydło. A nasza rasa urośnie w największą potęgę Wszechświata. Wy służycie jedynie jako źródło pokarmu, wasz koniec jest bliski. Laboratorium, które zapewne zniszczycie, jest tylko jednym z wielu na różnych światach. Zagłada waszego nędznego gatunku jest nieunikniona, postęp, jaki poczyniliśmy w badaniach, doprowadzi was do masowego wymarcia w ciągu kilku miesięcy. Nie będziecie nam już potrzebni jako pokarm, gdyż staniemy się rasą wyższą, równą bogom. Jest tylko jeden osobnik z waszej hołoty, którego mam zamiar osobiście zabić, po tym, jak wyssam z niego krew. Popsuł nam wiele planów, przeszkadzał w gromadzeniu pokarmu i zabił masę moich żołnierzy. Mówię o tobie, Eryku Vinderen. Zapewne dziwi cię to, że poznałem twoje nazwisko, ale mamy świetny wywiad. Jak mniemam, weźmiesz udział w ataku na moje centrum badawcze. I zapewne uda ci się je zniszczyć. Ale chcę, żebyś miał świadomość tego, iż to nic wam nie da. A ciebie zamierzam załatwić osobiście, razem z twoim wujciem z Polski, który również dał się nam we znaki. Planuję również dorwać zdrajcę Sweetwatera i sprawić, by poznał, czym jest prawdziwe cierpienie.
To tyle, jeśli chodzi moje plany i prywatne porachunki, teraz kilka słów o plikach, które pewnie wygrzebiecie z komputera laboratorium. Nigdy ich nie odszyfrujecie i nie odczytacie. Mają ponad osiemdziesiąt warstw zabezpieczeń, których nie zdołacie pokonać. Ale możecie próbować — nastoletni wampir na ekranach uśmiechnął się, co jeszcze mocniej uwydatniło jego chudość. — Zatem żegnam, i do zobaczenia wkrótce, panie Vinderen, na twojej egzekucji.
Nagranie skończyło się, pułkownik chrząknął i spojrzał na Eryka.
Co pan o tym sądzi, poruczniku Vinderen?
Wygląda na to, że ten dzieciak za mną nie przepada. Chyba chciałby moją głowę na złotej tacy. Ale nie on jedyny, nie przejmuję się tym — blondyn wzruszył ramionami. — Pułkowniku, lepiej niech pan powie, co było w pozostałych plikach, zdobytych na Syberii.
Metter poprosił o zwrot mikrodysków z nagraniem Beliala i podał żołnierzom inne nośniki, które włożyli do swych urządzeń.
Ten albinos nie docenił talentu naszych techników od łamania zabezpieczeń — powiedział — Rozpracowali kody w ciągu doby, teraz odpoczywają. Dane są nieco enigmatyczne, ale dowiedzieliśmy się, że pracowali nad stworzeniem organizmu hybrydowego, który mógłby przetrwać w próżni kosmicznej. Nie było żadnych danych, do czego potrzebne im są te organizmy, ale panna deMouray twierdzi, że to może być rodzaj wirusa. To by potwierdzało groźby Beliala na temat unicestwienia ludzkości.
Faktycznie mają ten organizm?
Prawdopodobnie jeszcze nie, ale ich badania są zaawansowane i mogą być bliscy osiągnięcia celu.
Więc musimy zniszczyć pozostałe centra badawcze — zawyrokował Vinderen.
Sztab główny właśnie pracuje nad strategią, zaczniemy już w przyszłym tygodniu. Nie możemy dopuścić, żeby groźba zagłady wisiała nad naszymi głowami. Dlatego zmieniamy tryb waszego szkolenia, wszystko pójdzie dwa razy szybciej i intensywniej.
Rozumiem, i nie ukrywam, że mnie to cieszy — uśmiechnął się Eryk. — Symulowane potyczki przestają mnie bawić, dyszę rządzą prawdziwej walki.
Metter parsknął śmiechem i powiedział:
Oto prawdziwy duch bojowy wikingów! W takim razie po raz ostatni zapraszam do symulatorów, mam dla was specjalnie stworzone zadanie, sam je programowałem.

##

Terminal w kwaterze Eryka i Tima zapiszczał, a na ekranie pojawił się napis:
POŁĄCZENIE PRZYCHODZĄCE: PUŁKOWNIK METTER.
Blondyn przebudził się, usiadł przed pulpitem i odebrał połączenie.
Tak, panie pułkowniku?
Poruczniku Vinderen, proszę obudzić swoich ludzi i nakazać im się pakować. Macie nowe rozkazy. W Polsce, na terenie miasta, w którym kiedyś rezydowaliście, wywiad odkrył niewielkie laboratorium, w którym prawdopodobnie wróg prowadzi badania. Jest umiejscowione w dawnym prywatnym szpitalu. Znaleziono również kilka nadajników dużego zasięgu, które mogą komunikować się ze statkiem dowództwa na orbicie. Wasze zadanie będzie polegać na unieszkodliwieniu nadajników i wyeliminowaniu ich obsługi, jak też na przeszukaniu i zniszczeniu laboratorium. Wylatujecie za godzinę.
Tak jest — Eryk potwierdził rozkaz i rozłączył rozmowę, po czym delikatnie potrząsnął ramieniem śpiącego Tima.
Brunet otworzył zaspane oczy i spojrzał na kochanka pytająco.
Skoro mnie budzisz i siedzisz tu w samych gaciach, to pewnie masz ochotę na poranne bara bara.
Nieustannie, niestety nie mamy na to czasu. Wracamy do Polski, mamy nowe zadanie. I godzinę na stawienie się na lądowisku.
Godzina to mnóstwo czasu, może zdążymy…
Nie, kociaku, muszę pobudzić resztę chłopaków. Weź prysznic i przygotuj się, zaraz wracam.
Cmoknął rozczarowanego Smallflowera w czoło i wyszedł, aby przejść po pokojach śpiących żołnierzy, spionizować ich i poinformować o czekającym ich zadaniu.
Czterdzieści minut później cały oddział zameldował się na platformie lądowiska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz