Rozdział 6 - Si vis pacem, para bellum


Polecieli statkiem transportowym, zabierającym na pokład dwanaście osób. Eryk wybrał do zadania dziesięć osób, które najbardziej pasowały do jego charakteru. Postanowił nie używać pancerzy, aby nie ujawniać przed wrogiem ich istnienia. Tajna broń miała pozostać tajna.
Posadzili transporter przed magazynem, w którym James przechowywał dawniej swój myśliwiec. Na powitanie wyszedł im Carl i kilku jego ludzi. Serdecznie uściskał siostrzeńca i Krystiana.
Młody, ale wyrosłeś! Prawie cię nie poznałem.
A gdzie podziałeś Pawła? zapytał Vinderen.
Jest bardzo zajęty, ale kazał was pozdrowić i przekazać, że chętnie się z wami spotka po akcji. Z racji tego, że nie jest żołnierzem, ale jednak chce się na coś przydać, zatrudnił się do pomocy u Tomasza. Pracują razem w szpitalu i laboratorium.
Chętnie się z nim zobaczę uśmiechnął się Krystian. Carl zatarł dłonie i objął chłopaków.
Zejdźmy w podziemia, potem zapoznasz mnie zresztą twojego oddziału.
Poprowadził ich do magazynu, gdzie znajdowało się ukryte wejście do tajnej bazy partyzantki. Gdy usiedli w pokoju Carla, Eryk przedstawił mu swoich żołnierzy. Carl i Stig zamienili kilka słów po duńsku i od razu przypadli sobie do gustu. Dowódca partyzantów zamówił kawę dla wszystkich.
Pułkownik przekazał mi szczegóły waszego zadania i polecił udzielić wam każdego możliwego wsparcia. Gdybyście potrzebowali, moi ludzie są do waszej dyspozycji.
Dziękujemy, ale najbardziej przydadzą nam się informacje. Co wiesz na temat tego szpitala? To ten sam, w którym spotkaliśmy się, kiedy ratowaliśmy Jamesa?
Nie, ten znajduje się niedaleko opanowanego niegdyś przez wroga więzienia.
Niegdyś?
Noo, tak Carl uśmiechnął się szeroko. Obecnie jest puste i martwe, jak trupy znajdujących się w nim wampirów. Zrobiliśmy im małą dywersję za pomocą moździerzy, wystrzeliwując w nich zdobyte w instytucie badawczym odpady radioaktywne. Mają pecha, że nie są na nie bardziej odporni. Teraz przypominają popioły, targane podmuchami wiatru.
Bardzo poetycko powiedziane zachichotał Eryk.
Pisało się kiedyś teksty piosenek wzruszył ramionami starszy blondyn.
Masz jakieś bardziej szczegółowe informacje na temat naszego celu? zapytał Vinderen, gdy przyniesiono kawę.
Tu masz bardzo precyzyjny raport naszego wywiadu elektronicznego wuj podał mu czip pamięci. Nasze drony stale obserwują placówki wroga, szpital jest jedną z pięciu ich siedzib. Mają w nim nadajnik, ale zbyt małej mocy, by przekazywać informacje na orbitę.
Ale jakoś je przekazują.
Owszem, ale nie bezpośrednio. Ich przekazy trafiają do placówki na poczcie głównej, tam jest nadajnik o mocy, która pozwala na transmisje orbitalne. Identyczny mieli w więzieniu, ale został zniszczony podczas naszego ataku. Teraz to ich jedyne źródło kontaktu ze statkiem-matką.
Przynajmniej na tym obszarze.
Zgadza się, nie wiemy co mogą mieć na terenie Rosji, czy na innych kontynentach.
O kilku wiemy, kilka innych już załatwiliśmy uśmiechnął się zawadiacko Eryk.
A, tak, wasza akcja na Syberii była bardzo głośna. Dotarły do nas wieści.
Centrum komunikacji nie było naszym głównym celem, zresztą podobnie jak tutaj. Chodzi o laboratorium. Te skurwiele prowadzą jakieś paskudne badania, a my wciąż nie wiemy dokładnie, nad czym pracują.
Pułkownik wspominał coś o broni biologicznej.
To bardzo prawdopodobne. Tak czy inaczej, naszym głównym celem jest laboratorium.
Nie jestem pewien, czy jest tam jakieś laboratorium bąknął Carl, odstawiając kubek. Nasze drony sfotografowały tylko kilku szturmowców, żadnych naukowców. Ale być może są tam zamknięci i nie wystawiają główek na powietrze.
Cóż, zadbamy o to, żeby już nigdy ich nie wystawili uśmiechnął się szeroko Vinderen. Ale najpierw zajmiemy się tą pocztą. Trzeba im odciąć komunikację i uniemożliwić kontakt z dowództwem na orbicie.
Wszelkie pomocne dane masz na czipie.
Vinderen włożył czip do komunikatora na nadgarstku i wyświetlił zawartość.
No dobra, za godzinę ruszamy.

##

Dojście pieszo do centrum miasta zajęło in około pół godziny. Z ukrycia obserwowali gmach poczty, starając się wypatrzeć ślady obecności najeźdźcy. A było ich sporo: stalowe blendy z otworami strzelniczymi w oknach, barykada przed głównym wejściem, automatyczny system strzelecki nad tym samym wejściem, a także sporych rozmiarów paraboliczna antena na dachu. A ponad tym wszystkim wszechobecne symbole trójramiennej swastyki,zwanej trykwertą lub triskelionem na zwisających z dachu flagach. Wszystkie te znaki wskazywały na to, iż krwiopijcy uważają ten obiekt za strategicznie kluczowy. Oczywiście przez flagi i zastawione okna nie było mowy o tajności, ale silnie ufortyfikowany budynek nie musiał być tajny. Najwyraźniej znajdujący się w nim agresorzy nie obawiali się ataku partyzantki Carla.
Nie będzie łatwo ocenił Eryk i podał lornetkę Timowi, który uważnie zlustrował pocztę.
Chyba nawet nie zbliżymy się do budynku od frontu stwierdził po oględzinach. Nie przebijemy się pod ogniem z tego automatu nad wejściem, do tego jeszcze strzelcy w zaślepionych oknach.
Automatyczny system prowadzenia ognia rzeczywiście stanowił problem, jego sześć sprzężonych karabinów maszynowych mogło pokryć gradem kul cały plac przed budynkiem, skutecznie uniemożliwiając zbliżenie się oddziałowi Vinderena.
Mogę wziąć kilku chłopaków i sprawdzimy tyły gmachu zaproponował Stig Larsson.
Dobry pomysł, tylko nie wchodźcie do środka bez rozkazu. Zróbcie jakąś dywersję, małą eksplozje czy coś w tym stylu. Jak uda nam się przebić od frontu, zaatakujemy jednocześnie. Zaskoczymy ich.
Rozkaz, szefie uśmiechnął się szeroko Stig i poszedł wezwać swoją drużynę. Chwilę później zameldował, że budynek nie jest monitorowany od zaplecza, zabezpieczała go jedynie stalowa brama a za nią ognioodporne drzwi.
Bramę sforsujemy bez problemu, wystarczy odpalić zawiasy oświadczył. Trudniej pójdzie z drzwiami ognioodpornymi, to praktycznie jak drzwi do sejfu.
Możecie je wysadzić?
Jasne, chociaż narobimy strasznego hałasu.
W takim razie dostańcie się tylko na tyły i podłóżcie ładunki pod drzwi polecił dowódca. Wysadzicie je na mój sygnał, jak uda nam się przebić przez obronę od frontu.
Rozkaz.
Eryk ponownie przytknął lornetkę do oczu.
Timmy, w kamienicy naprzeciwko poczty jest kilka idealnych stanowisk snajperskich w oknach. Poszukaj najlepszego. Kiedy zaczniemy natarcie na główne wejście, zdejmuj strzelców w zaślepionych oknach. Trochę ułatwi nam to dotarcie do wejścia.
A co zrobicie z tym pieprzonym automatycznym systemem nad drzwiami? zapytał zmartwiony Smallflower.
Spróbuję go zniszczyć z wyrzutni rakiet naprowadzanych. Masz laser, oznaczysz mi te karabiny blondyn podał Timowi niewielkie urządzenie laserowe, służące do naprowadzania rakiet. Tim wziął je od dowódcy i ruszył na swoje stanowisko strzeleckie. Gdy zameldował, że jest na miejscu i widzi wszystkie okna poczty, Eryk zebrał resztę oddziału.
Panie i panowie, za chwilę ruszamy do natarcia. Oprócz chłopaków Stiga i samotnego Tima jest nas dwadzieścia jeden osób. Dzielimy się na siedem trzyosobowych grup i ruszamy do wejścia. System obronny wroga ma sześć sprzężonych karabinów. Liczę na to, że zgłupieje, jeśli będzie miał celować aż w siedem ruchomych celów.
Oby wtrącił półgłosem Mat Dameda, jak zwykle widząc wszystko w czarnych kolorach. Jego zdaniem każda ich misja miała zakończyć się śmiercią całego oddziału, co jak do tej pory nigdy się nie spełniło.
Eryk, nie zwracając uwagi na fatalistyczne uwagi Japończyka, podzielił oddział na siedem małych grup.
Ruszamy jednocześnie na mój sygnał, przygotować się… Teraz!
Wyskoczyli na plac przed pocztą zza kupy gruzu, która była kiedyś niewielkim pawilonem handlowym. Gdy tylko się pojawili, automat otworzył ogień w ich kierunku, a z okien padły strzały oddane przez wampirzych strzelców. I wtedy rozległy się strzały zza pleców atakujących; to Tim uciszał krwiopijców, likwidując ich przez niewielkie otwory strzelnicze. Każdy jego strzał doszedł celu, nie zmarnował ani jednego pocisku. Kilka minut od rozpoczęcia ataku na pocztę, jedyne strzały po stronie wampirów padały z sześciokarabinowego automatu. Mimo to, siła ognia była potworna. Dwójkę rannych żołnierzy odciągnięto za pobliski mur i poddano pobieżnym oględzinom. Szczęśliwie, ranni zostali tylko Eryk i Krystian, więc mogli się szybko zregenerować.
Młody, żyjesz? zapytał Vinderen, którego rana była tylko powierzchowna. Kris miał za to sporą dziurę w barku, z której obficie buchała krew.
Żyję, ale do dupy z takim życiem siląc się na humor odparł młody.
Ich rany zniknęły w ciągu kilku minut, więc dowódca wezwał przez radio Tima.
Oznacz mi ten zasrany automat, nie możemy nawet wystawić głów zza barykady, bo zaraz zasypuje nas kulami.
Już oznaczam… o, cholera!
Salwa z automatu zryła fasadę kamienicy, w której ukrywał się Smallflower.
Tim, żyjesz?!
Jeszcze nie wiem rozległ się po chwili zniekształcony przez głośnik głos Timmy’ego. Żyję, żadnych obrażeń. Ale rozwalili laser. I moją snajperkę, skurwysyny.
Muszą mieć bardzo wrażliwe czujniki, skoro wykryły promień lasera stwierdził Eryk. Dobra, schowaj się, spróbuję rozwalić to cholerstwo bez oznaczania.
Nie czekając na odpowiedź bruneta załadował ręczną wyrzutnię rakietą termiczną. Ten typ pocisku wybuchał przed uderzeniem w cel i wytwarzał tak wysoką temperaturę, że najtwardsze metale topiły się niczym plastik.
Eryk zastanawiał się, skąd wycelować w znienawidzony automat. Bez laserowego oznaczenia sprawa nie była prosta. Gdyby Tim oznaczył cel, strzał mógłby oddać z dowolnego miejsca i w dowolnym kierunku, a pocisk sam znalazłby i zniszczył namierzony cel. Jednak bez tego musiał wychylić się zza oddalonego o jakieś pięćdziesiąt metrów gruzowiska i własnoręcznie wycelować. Wyrzutnia także posiadała system oznaczania, więc mógł wycelować, oznaczyć cel i schować się, po czym oddać strzał. A to mogło być niemożliwe, ponieważ każde wychylenie się zza barykady powodowało błyskawiczny ostrzał z automatu nad wejściem. Jednak Vinderen wpadł na pomysł, jak odpalić rakietę w cel.
Korzystając z osłony, jaką dawało mu gruzowisko, wystawił samą wyrzutnię z ekranem celownika skierowanym w dół tak, by go widział i mógł nakierować przyrządy celownicze. Oznaczył automat i schował rurę wyrzutni w momencie, kiedy rozległa się salwa sześciu karabinów. Odczekał aż ogień osłabł, po czym odpalił rakietę. Ta pomknęła pionowo w górę i nagle zmieniła kierunek w stronę siejącego pociskami automatu. Jednak nie dotarła do celu, została strącona kilkanaście metrów od frontu budynku.
Co za gówno warknął wściekły Vinderen.
Czyżbyś miał problem? w komunikatorze odezwał się głos Carla, który był cały czas na nasłuchu.
Zaledwie niewielkie utrudnienie odparł blondyn. Ale byłbym wdzięczny, gdybyś pomógł mi je pokonać. Nad wejściem głównym poczty wróg zamontował sześć sprzężonych karabinów maszynowych, sterowanych czujnikami ruchu i jeszcze innymi. Nie możemy się nawet wychylić zza osłony, bo to kurewstwo rzyga na nas salwami pocisków. Masz w zanadrzu jakieś magiczne sztuczki?
Nie koniecznie magiczne, ale mam kilka niespodzianek. A właściwie to jakieś dwadzieścia. Dostaliśmy dwadzieścia zdalnie sterowanych dronów obserwacyjnych z demobilu. Nie mają uzbrojenia, ale można je wykorzystać jako odwrócenie uwagi.
Albo jako broń zamyślił się Eryk. Możesz je naszpikować materiałami wybuchowymi?
Co ci chodzi po tej blond główce?
Połowę z nich puść przed front poczty, niech ten zasrany automat czymś się zajmie. A drugą połowę, tę nafaszerowaną wszystkim co robi mocne bum, puść ponad budynkiem od jego zaplecza. Tam nie ma żadnych systemów obronnych, nawet monitoringu. Kiedy pierwsze drony zajmą system, druga, wybuchowa połowa spadnie na niego z dachu i rozwali. Może nawet wystarczy jeden celny dron, nie trzeba niszczyć ich wszystkich.
Ciekawe, sam bym tego lepiej nie wymyślił pochwalił go wuj. Poczekajcie, wyznaczę tylko pilotów i wysyłam drony.
Bez pośpiechu, nigdzie się nie wybieramy.
Około piętnastu minut po zakończeniu połączenia z oddali doszedł Eryka przypominający nalot samolotów warkot silników śmigłowych. Wyposażone w kamery drony, sterowane przez operatorów w bazie partyzantki, kierowały się na pocztę. Było ich dziesięć.
Gdy czujniki automatycznego systemu prowadzenia ognia wykryły je, natychmiast zaczęły pruć w nie salwami pocisków. Trzy drony rozleciały się w malowniczych błyskach ognia, ale reszta parła naprzód. Tymczasem, niewidoczne dla Vinderena i jego ludzi, krążące nad budynkiem maszyny, zaczęły pojedynczo spadać na automat. Pierwszy dron jedynie uszkodził jeden z karabinów, ale drugi poważnie zachwiał pracą całego systemu. Pięć pozostałych luf zaczęło siać kulami w różnych kierunkach, kręcąc się jak opętane. Wybuch trzeciego drona całkowicie unieruchomił system, z siłowników sterujących karabinami strzeliły iskry i wszystkie pięć luf obwisło w dół, jak kutasy po wyczerpującej sesji porno.
Załatwione, możecie wychodzić zameldował Carl.
Chłopcy ryknęli radośnie i wyskoczyli zza osłony, mknąc w stronę frontowego wejścia poczty. Podczas zakładania ładunków na masywnych drzwiach do reszty dołączył Tim, który obserwował atak dronów ze swej kryjówki w kamienicy. Wściekły, ze swoim ukochanym karabinem wyborowym, w którym ogień wroga uszkodził optykę, kopnął w drzwi.
O, niech się tylko tam dostanę zagroził. Pierwszemu napotkanemu wampirowi wsadzę w dupę moją zniszczoną lunetę!
Daj znać, kiedy będziesz zamierzał to zrobić zażartował Vinderen. Wolałbym tego nie oglądać.
Ładunki odpalono jednocześnie od frontu i na tyłach gmachu, po czym dwie grupy wdarły się do środka. Szeregowych krwiopijców likwidowano na miejscu, jednak po stwierdzeniu obecności kilku wyższych oficerów, Eryk zarządził, by pozostawiono ich przy życiu. Zamierzał przekazać ich Carlowi do przesłuchania. Zgodnie z jego poleceniem oficerów skuto i pozostawiono w budynku. Następnie odnaleziono i zniszczono nadajnik oraz antenę na dachu.
Dobra robota, chłopaki pochwalił swoich ludzi dowódca w czasie opuszczania poczty, gdy na miejsce przybyła grupa partyzantów i przejęła jeńców. Przy okazji dostarczono nowiutki karabin snajperski dla Tima.
No to kolej na szpital stwierdził z zadowoleniem Stig, zacierając swoje ogromne łapska.
Ruszyli pieszo przez zrujnowane miasto.

##

Chyba nas nie oczekują powiedział Tim oddając lornetkę dowódcy. Ukryli się za nadrzecznym wałem, niedaleko mostu. Okna nie obsadzone przez strzelców, nie widzę żadnych straży. Generalnie cały szpital wydaje się być raczej opuszczony.
A jednak jeszcze dziś rano wyszły stąd jakieś transmisje radiowe odparł Eryk wyostrzając obraz w lornetce. Schował ją do kieszonki i rozejrzał się po swoich ludziach.
Mat i Vera, skoczcie na mały rekonesans. Sprawdzimy, czy nikt nie zacznie strzelać, jak wystawimy głowy.
Wyznaczeni żołnierze wyszli zza wału i ostrożnie zbliżyli się do kompleksu budynków. Jednak ich ostrożność była zbędna, nie otwarto w ich kierunku ognia.
Wygląda na to, że możemy ruszać zameldowała Veronique przez radio.
Vinderen kiwnął na resztę oddziału. Wychynęli zza wału i tyralierą podeszli do frontowego wejścia. Było zamknięte, ale dostanie się przez nie do wnętrza nie stanowiło problemu, gdyż całe było przeszklone. Jednak Eryk uznał, iż lepiej będzie dostać się do środka nie czyniąc zbędnego hałasu. Postanowił sprawdzić okienka piwniczne, znajdujące się we wszystkich budynkach szpitala. Niemal od razu znaleźli niezamknięte drzwi do izby przyjęć. Dowódca pierwszy wszedł do środka, stwierdzając obecność w powietrzu ciężkiego odoru rozkładających się ciał. Kiwnął na pozostałych.
Lepiej oddychajcie przez usta, jak nie chcecie puścić pawia.
Krystian najwyraźniej pozieleniał na twarzy, ale starał się trzymać fason. Reszta, mając większe doświadczenie, wyglądała jakby smród nie istniał.
Zaraz w izbie przyjęć znaleźli pierwsze zwłoki. Miały na sobie szpitalny kitel i stetoskop, co podpowiadało, że był to jeden z lekarzy. Przeszli dalej korytarzem, starając się nie patrzeć na trupa. Cicho wyszli do głównego hallu, gdzie natknęli się na kolejne ciała. Wiele z nich miało piżamy lub szlafroki, kilka ubranych było w normalne ubrania cywilne. Pod ścianą hallu leżały zwłoki dwóch ratowników z pogotowia. Wszystkie ciała nosiły ślady po kulach.
Trochę to dziwne jak na wampiry stwierdził Smallflower. Żadne z ciał nie ma śladów wyssania ani odsączania krwi. Po prostu ich zabito.
I to już jakiś czas temu, sądząc po stanie rozkładu dodała Vera. Najświeższe zwłoki wyglądają na jakiś tydzień. Najstarsze mogą tu leżeć nawet około miesiąca.
Mieli tu wielu pacjentów, których mogli wykorzystać jako źródło krwi. Teraz nie pora o tym dyskutować, przetrząśnijmy cały szpital zarządził Eryk.
Poruszali się cicho, piętro po piętrze, nie stwierdzając obecności nawet jednego krwiopijcy. Następnie przeszli podziemnym korytarzem do następnego budynku. Tu smród rozkładu był bardziej intensywny. Parter był równie pusty, jak cały poprzedni budynek. Na piętrze znajdował się oddział położniczy, a przy nim oddział noworodków. Widok, jaki tu zastali wstrząsnął największymi twardzielami.
W stojących rzędami łóżeczkach leżały ciała maluchów w różnych stadiach rozkładu. Wszystkie miały w tętnicach szyjnych rurki, służące do odciągania krwi.
Krystian w końcu nie wytrzymał, odbiegł na bok i zwymiotował hałaśliwie na posadzkę.
Przepraszam, ale to dla mnie zbyt dużo wyjęczał, wracając i ocierając usta rękawem munduru.
Nie przepraszaj, nie tylko dla ciebie to za dużo powiedział Eryk, sam z trudem panując nad odruchami wymiotnymi, a także nad cisnącymi się do oczy łzami.
Nagle jedno z niemowląt zakwiliło. Ruszyli w kierunku źródła dźwięku i zastali między rzędami łóżeczek siedzącego szturmowca wampirów, wysysającego krew w rurki w szyi trzymanego w ramionach dziecka. Bydlak wydawał się mnie zauważać patrzących na niego ludzi, tak był zajęty posiłkiem. Dopiero kopniak w żebra, wymierzony przez Eryka oderwał go niemowlaka. Niestety, maluch był już martwy.
Krwiopijca odrzucił ciałko dziecka i spojrzał półprzytomnie na Eryka.
Głodny jestem wycharczał.
Za chwilę będziesz martwy warknął blondyn i przyłożył mu pięścią w szczękę. To jakby otrzeźwiło skurwiela, spróbował się podnieść, lecz kolejny cios zapewnił mu bolesne spotkanie z podłogą.
Co wy tu robicie, skurwysyny? zapytał Vinderen, podnosząc go za przód munduru.
Jak widać, jestem tu jedynym skurwysynem uśmiechnął się wampir i zamachał w powietrzu dłońmi. Silny cios w mostek zmazał mu z twarzy głupi uśmiech.
Albo zaczniesz odpowiadać na pytania, albo zajmie się tobą znacznie mniej przyjemniejszy ode mnie wujek Stig Eryk wskazał stojącego za nim Larssona, który uśmiechnął się najpaskudniej jak potrafił. Samą swoją niedźwiedzią posturą dał do myślenia krwiopijcy, który przełknął ślinę i zamrugał nerwowo.
Zostawili mnie tutaj ponad miesiąc temu, żebym zbierał zaopatrzenie. Dziś rano ostatni raz zabrali transport krwi. Chciałem, żeby mnie stąd zabrali, ale kazali czekać. Potem urwała się łączność.
Ano, to my ją zerwaliśmy pochwalił się Vinderen. A za chwilę zerwiemy tę wątłą nitkę, która łączy cię z życiem. Ale najpierw opowiesz nam więcej. Po co zbieracie krew?
Podobno inwazja nie przebiega zgodnie z planem odparł krwiopijca. Brakuje pożywienia, dlatego dowództwo wydało rozkaz zdobywania krwi każdym możliwym sposobem.
A szpitale są łatwym celem wtrącił Eryk.
I więzienia. Ale nasza elita gustuje w krwi niemowląt. Podobno posiada wyjątkowe walory smakowe.
A ty chciałeś się przekonać, czy faktycznie tak jest, i dlatego zabiłeś to dziecko. I jak, smakowało?
Nektar dla moich ust uśmiechnął się bezczelnie wampir. Cios Vinderena, który rozkwasił mu wargi, doszczętnie starł uśmiech z jego gęby. Szturmowiec wypluł kilka zębów i zakasłał.
Blondyn wstał i wytarł rękę w spodnie.
Nie przedłużając, właśnie spożyłeś swój ostatni posiłek powiedział spokojnie i dodał. Stig, wiesz co robić.
Nie, ja się z nim zabawię wtrącił się Kris, wychodząc przed Larssona.
Jesteś pewien?
O, tak młody sięgnął po nóż i podszedł do przerażonego wampira.
Wyjdźmy, niech Krystian zrobi swoje Eryk wyprowadził oddział z sali, pozostawiając młodego z krwiopijcą. Chwilę później do ich uchu dotarł ryk bólu i bulgotanie krwi w podcinanej krtani.
Aż mi szkoda tego skurwiela westchnął Mat Dameda i po chwili zastanowienia dodał. Nie, jednak mi go nie szkoda.
Tim, podłóż kilka ładunków pod wszystkimi budynkami. Nie mamy czasu na szukanie nadajnika polecił Vinderen, a Tim bez ociągania ruszył wykonać rozkaz. Kiedy Krystian skończył rozprawiać się z wampirem, opuścili szpital i wrócili nad rzekę. Niedługo po tym dołączył do nich Smallflower.
Schowajmy się za wałem, zaraz odpalam fajerwerki powiedział, pokazując zdalny detonator. Kiedy ukryli się za osłoną, wcisnął przycisk. Ładunki burzące eksplodowały dość cicho, jednak po chwili usłyszeli głośniejszy wybuch. Jedna z niespodzianek podłożonych przez bruneta zniszczyła instalację gazową. Jasna kula ognia uniosła się na wiele metrów w niebo, a odłamki poszybowały na wszystkie strony. Kilka z nich spadło nawet za wałem nadrzecznym, za którym schowani byli żołnierze. Kawałki gruzu, szkła i drewna jeszcze przez chwilę bombardowały pobliski teren, po czym wszystko ustało. Eryk wystawił głowę znad osłony i stwierdził, że po całym kompleksie szpitalnym pozostały jedynie dymiące fundamenty.
Widowiskowe zakończenie misji powiedział, otrzepując się z ceglanego pyłu. Czas wracać do kryjówki partyzantki. Liczę na obiad w doborowym towarzystwie wujka i Pawła.

##

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że wasza dzisiejsza akcja niemal wyeliminowała obecność wroga w okolicy Carl podał siostrzeńcowi talerz z zestawem surówek. Najbliższe większe skupisko wampirów znajduje się prawie sto kilometrów stąd na południe, ale tym już my się zajmiemy.
Cieszę się, że mogliśmy pomóc, ale szczęśliwie, to pokrywało się z naszymi rozkazami.
Nie ma to jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, prawda, Sam? Carl zwrócił się do Sama Lee, który został tymczasowo wynajęty do roli kucharza.
Zgadza się odparł Azjata, stawiając dwa półmiski przed zasiadającymi przy stole. Kurczak albo rybka, co kto lubi. Częstujcie się. Wszystko zrobione na jednym ogniu.
Rybka brzmi nieźle, i równie nieźle wygląda Vinderen nałożył sobie spory kawałek i puścił półmisek w obieg.
Za pół godziny mam zameldować pułkownikowi o wynikach waszego zadania powiedział Carl z pełnymi ustami. Może pozwoli wam tu zostać przez kilka dni.
Bardzo byśmy chcieli, ale jesteśmy w trakcie szkolenia na symulatorach. Szykuje się grubsze zadanie, mamy do zniszczenia kilka centrów badawczych wroga. Prowadzą jakieś badania nad bronią biologiczną.
To do nich nie podobne, czyżby przejadła im się ludzka krew?
Moim zdaniem nie spodziewali się, że będziemy aż tak trudnym przeciwnikiem odparł Eryk. Przesłuchaliśmy jednego z nich w szpitalu. Podobno brakuje im pożywienia, mają problemy logistyczne, a ich wierchuszka naciska na ciągłe dostawy krwi. Przypuszczam, że postanowili użyć broni biologicznej i wykończyć nas, a potem szukać krwi na innych światach.
To bardziej prawdopodobne, niż to, że nagle przeszli na wegetarianizm.
W każdym razie, skoro chcą nas załatwić jakąś bronią masowego rażenia, muszą mieć już na oku jakąś zamieszkałą planetę Powiedział Eryk, wycierając tłuste dłonie w serwetkę. A znając ich dość toporną technologię i ociężałe statki, ta planeta nie może znajdować się zbyt daleko.
Za to myśliwce mają zabójczo szybkie wtrącił Tim.
Nie poznali jeszcze naszych nowych myśliwców. Ale wkrótce poznają. I zapłaczą uśmiechnął się Eryk.
Jakaś tajna broń? starszy blondyn podniósł pytająco brwi.
Tak tajna, że sami niewiele o niej wiemy. Poza tym, że istnieje i działa.
Dobra, o nic już nie pytam.
Po wojnie i tak wszystko zostanie odtajnione, więc dowiesz się w swoim czasie zażartował Vinderen.
O ile dożyję zakończenia wojny.
Kto jak kto, ale ty bez wątpienia dożyjesz Eryk podniósł szklankę z kompotem rabarbarowym w toaście.
Taki mam zamiar wuj oddał toast i zerknął na komunikator. Już czas zameldować się pułkownikowi. Chodź ze mną do sali łączności.
Wstali od stołu i opuścili kwaterę Carla.

##

Podczas gdy Eryk wraz z wujkiem rozmawiali z pułkownikiem Metterem, Krystian miał w końcu okazję porozmawiać ze swym dawnym sąsiadem, Pawłem.
Jak idzie szkolenie, młody? zapytał brunet po skończonym obiedzie. Latasz już myśliwcami?
Na razie tylko w symulatorze, ale idzie mi coraz lepiej pochwalił się Krystian.A co u ciebie?
Pomagam Tomkowi. Okazało się, że nieźle sobie radzę jako sanitariusz.
Nie chcesz walczyć?
Cóż, nie każdy jest urodzonym żołnierzem, jak ty albo Eryk. Ale nawet nie walcząc, mogę się na coś przydać.
A sympatyczny pan doktor pewnie daje ci nieźle popalić?
Na pewnie nie tak ostro, jak Eryk wam zaśmiał się Paweł. Pewnie błagacie o litość po jego morderczych treningach.
Oj, czasami tak zgodził się młody. Ale dzięki niemu jesteśmy coraz lepsi.
Mają wiele wspólnego z Carlem, obaj są perfekcjonistami, jeśli chodzi o szkolenie i treningi.
Wiem, pamiętam jak dostałem po dupie, kiedy Carl mnie trenował. Ale to i tak nic, w porównaniu z tym, jak naciska nas Eryk.
Cóż, bycie pilotem myśliwca to nie partyzantka. Ale dasz radę, młody. Wierzę w ciebie.
Dzięki, sąsiedzie Kris uścisnął ramię bruneta.
Otwarły się drzwi i do kwatery weszli Vinderen i Carl.
Mamy rozkaz wrócić do Australii w samo południe, więc niestety zostaniemy tu tylko przez noc przekazał wiadomości Eryk. Z dobrych wiadomości, czekają na nas odznaczenia za udaną akcję. Pułkownik Metter wystosował do admiralicji floty oficjalne pismo pochwalne i podobno cały sztab generalny jednomyślnie uznał, że należą nam się medale. Nie najemy się nimi, ale za to ładnie wyglądają na mundurze.
Nawet na moim? zapytał Krystian.
Jeśli chodzi o ciebie, obiła mi się o uszy jakaś pogłoska o awansie o jeden stopień. I oczywiście odznaczenie, przecież brałeś udział w misji.
O… zdołał wydusić młody i zamilkł.
Zasłużyłeś na to Vinderen poklepał go po ramieniu. A teraz dzieci do łóżek. Musimy wylecieć rano, skoro mamy dotrzeć do Australii w południe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz